|
www.timberships.fora.pl Forum autorskie plus dyskusyjne na temat konstrukcji, wyposażenia oraz historii statków i okrętów drewnianych
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Pon 18:50, 30 Mar 2020 Temat postu: Zawiłości stopni francuskich - szkic |
|
|
WSTĘP
Francuska marynarka wojenna rozwijała się i zmieniała jak inne, a wraz z tym rozwojem zmieniała się terminologia funkcji i stopni okrętowych na wszystkich szczeblach. Zostawiając na boku ciekawą i szeroką grupę marynarzy oraz podoficerów, skupię się tu tylko na kadrze oficerskiej. Cykl ten będzie próbą zarysu zagadnienia, ponieważ nie znam opracowania oryginalnego, napisanego przez Francuza, które zajmowałoby się wspomnianymi zagadnieniami kompleksowo. Oczywiście są świetne fragmenty prac (jak Jeana Boudriota) dotyczące wybranych okresów, można także samodzielnie dotrzeć do tekstów dekretów rządowych z określonych lat, i na nich się przede wszystkim opieram. Lecz Francuzi mieli pomysły zupełnie unikalne, nie występujące w ogóle (lub bardzo rzadko i nie w sposób równoległy) w innych marynarkach, a na dodatek ich podejście ulegało nie tylko naturalnej ewolucji, ale dodatkowo wielu rewolucjom, i to nie czekając wyłącznie na te wstrząsające całym państwem. Stąd najgenialniejsze nawet opracowanie jednego wycinka czasowego nic nie daje dla znajomości pozostałych. Chociaż we francuskiej flocie więcej spraw niż w Royal Navy regulowano konkretnymi zarządzeniami z konkretnego dnia (u Anglików prawie wszystko polegało na płynnych zmianach tradycji i "precedensach"), to i tak datowanie wielu zmian jest bardzo trudne, czy wręcz niemożliwe. Szereg kwestii polegało na "odczuciach", a w państwie rządzonym na ogół przez kolejne kochanki kolejnych królów albo przez królewskich faworytów, bardzo łatwo było o wyjątki niby potwierdzające reguły, ale z uwagi na liczebność - mocno je podważające. Być może skala tych zawiłości odstrasza francuskich autorów od całościowego zajęcia się zagadnieniem (jednak nie wykluczam, że ktoś już to zrobił, a ja po prostu nigdy nie trafiłem na odpowiednią pracę), w każdym razie na pewno powoduje, że z mojej strony jest to pobieżna próba rzucenia światła na hierarchię oficerów w marynarce Francji, a nie opracowanie wyczerpujące temat. Mimo tego poniższy zarys może się, jak sądzę, przydać w różnych okolicznościach, zwłaszcza osobom śledzącym losy oficerów z francuskiej marynarki wojennej.
Kolejnym poważnym problemem przy wyjaśnianiu bardzo skomplikowanej struktury stopni oficerskich we Francji jest nieadekwatność polskiego nazewnictwa morskiego do światowych standardów. Z wielu powodów, na których wyjaśnianie nie ma tu miejsca (zresztą dla zainteresowanych zagadnieniem - oczywistych), nasza terminologia w tym zakresie nie opiera się - jak w wielu innych państwach - na wielowiekowej tradycji i powolnym dostosowywaniu do zmieniającej się sytuacji, lecz powstała w sposób sztuczny, arbitralny, "dopiero co", czyli po pierwszej wojnie światowej. Na dodatek za wzór wzięto nie marynarki największe, najważniejsze, o początkach najdalej sięgających w głąb historii, lecz takie, w których służba na morzu była uważana za "mniej zaszczytną" niż na lądzie, a każdy oficer oprócz rangi okrętowej starał się mieć "lepszy" stopień w armii. Stąd takie dziwadła, jak równoległe funkcjonowanie powiedzenia o tym, że na pokładzie "kapitan jest pierwszy po Bogu" z umieszczeniem "kapitana marynarki" daleko w tyle hierarchii, wśród młodszych oficerów, i uczynienie kapitanem dużego okrętu komandora, czyli u innych młodszego dowódcy. Stąd potrzeba tłumaczenia anglosaskich, francuskich i innych poruczników na naszych kapitanów i komandorów podporuczników. Poza tym polskie nazewnictwo stworzono wtedy, gdy we wszystkich flotach struktury były już bardzo rozwinięte, z czego wyniknęła np. mnogość rozmaitych wariantów komandora. Próba ich użycia do objaśnienia rozwoju historycznego kończy się zwykle żałośnie, ponieważ nawet jeśli (czasem) bardzo zgrubnie odpowiadają sobie miejscem w hierarchii, to już kompletnie nie zakresem obowiązków, prawami itd.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Wto 6:53, 31 Mar 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
POCZĄTKI NOWOCZESNEJ MARYNARKI PAŃSTWOWEJ
Historycy zajmujący się wczesnymi dziejami morskimi zwykle zżymają się na negację istnienia scentralizowanych flot władców z Europy zachodniej już w średniowieczu. Oczywiście mają rację, jednak okręty należące do króla czy innego zwierzchnika danego terytorium były wtedy traktowane jako prywatna własność bardzo dosłownie. Chociaż w całym okresie feudalnym we wszystkich państwach panujący marzyli o zbliżeniu się do ideału Ludwika XIV, że "państwo to ja" (niezależnie od współczesnego kwestionowania kontekstu personalnego tej wypowiedzi), wszędzie następowała jednak ewolucja myślenia państwowego i narodowego. W Wielkiej Brytanii marynarka wojenna do dzisiaj jest "Jej Królewskiej Mości", ale nikt o zdrowych zmysłach nie uważa z tego powodu, że Elżbieta II mogłaby sobie sprzedać któryś z okrętów innemu państwu dla zasilenia "prywatnej szkatuły" albo nim dowodzić. We Francji początki tworzenia takiej marynarki, która była oczywiście "królewska" (i wkrótce nawet należąca do króla traktującego nie tylko każdą rzecz, lecz i wszystkich poddanych jako całkowicie mu podlegających pod każdym względem), ale jednak rozumiana naprawdę jako państwowa, wiążą się z osobą kardynała Armanda Richelieu. Ów osobliwy katolicki duchowny, hojnie szafujący śmiercią zadawaną wrogom publicznym i prywatnym, nie cofający się przed wysyłaniem skrytobójców (i nie mam tu na myśli bajkowych skojarzeń Dumasa), prześladujący nie-katolików wszędzie tam, gdzie się to opłacało i równocześnie wspierający wszystkie koalicje antykatolickie i antypapieskie w skali państwowej, jest zbyt znaną postacią, by nie rozumieć, że nawet w stosunku do floty musiał mieć poglądy cokolwiek zadziwiające na tle innych państw i czasów. Nie wnikając jednak tutaj w te niuanse, skupię się tylko na stworzonej przez niego strukturze rang, całkowicie niepodobnej do dużo lepiej nam znanej, czyli angielskiej.
Richelieu posłużył się terminologią zakonów rycerskich. Przed nim monarchowie francuscy wyznaczali admirałów na dowódców flot, ale kardynał w październiku 1626 r. całkowicie zniósł taki stopień i funkcję (aby dobitniej pokazać zdecydowanie co do tej decyzji, kazał przy najbliższej okazji ostatniemu z Admirałów Francji odrąbać głowę). Mianował sam siebie Wielkim Mistrzem oraz Generalnym Nadintendentem Żeglugi [dosłownie: Nawigacji, jednak w języku francuskim to właśnie szerzej "Żegluga", a nie jedynie "nauka o bezpiecznym prowadzeniu okrętu po morzu z punktu wyjścia do punktu docelowego"] oraz Handlu, co naprawdę oznaczało naczelnego zwierzchnika wszelkich spraw związanych z obecnością Francji na morzu. Z uwagi na wysoce fiskalny charakter całego państwa, Francuzi bardzo długo mieli skłonność do widzenia intendentów w roli najwyższych i najbardziej dostojnych urzędników (wystarczy wspomnieć fenomen słynnego Fouqueta, a miłośnicy dziejów wojen indiańskich wiedzą zapewne dużo o intendentach w Kanadzie), nie mogła się więc bez tego obyć także marynarka.
Francja "od zawsze" charakteryzowała się taką dwutorowością rozwoju floty, jaka była udziałem Hiszpanii, a w obu państwach wynikało to z położenia geograficznego. Posiadanie równocześnie wybrzeża atlantyckiego, z bezpośrednim dostępem do otwartego oceanu, oraz wybrzeża śródziemnomorskiego, długo dyktowało odmienny rozwój sił morskich działających na zupełnie różnych akwenach. Przez tysiąclecia na Morzu Śródziemnym w roli okrętów bojowych lepiej spisywały się galery. W XVII w. ta ich wyższość powoli przechodziła do lamusa, jednak na razie w Hiszpanii i Francji uważano za niezbędne posiadanie flot wiosłowych, by konkurować między sobą, z innymi państwami europejskimi (głównie republikami włoskimi) oraz przeciwstawiać się państwom i innym ośrodkom politycznym muzułmanów. Dlatego Francuzi mieli długo osobny korpus galer, którego kadra pozostawała niezależna (pomijając "wielkiego mistrza", gdyż w praktyce nikt - nawet król - nie mógł być niezależny od wszechmocnego kardynała) od korpusu marynarki żaglowej i przesuwała się osobno na szczeblach własnej drabiny hierarchii. Zwierzchnikiem floty wiosłowej był Generał Galer.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Śro 6:50, 01 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
Po śmierci kardynała Richelieu (w grudniu 1642 r.) struktura przez niego utworzona utrzymywała się z grubsza - z drobnymi modyfikacjami - do 1669 r. Co do zwierzchników marynarki, miały miejsce pewne fluktuacje, związane zresztą ze stanem całego państwa, które - utrzymywane dotąd żelazną ręką bezwzględnego kardynała - pogrążyło się na wiele lat w anarchii (okres Frondy). Państwowa marynarka wojenna praktycznie przestała istnieć, za to rozwijały się przedziwne twory pół-prywatne, jak marynarka kardynała Mazarin albo marynarka intendenta Fouqueta. W latach 1642-1646 Wielki Mistrz Żeglugi i Handlu miał dodatkowo tytuł Wielkiego Admirała, ale nie Nadintendenta Żeglugi - to stanowisko powierzano innym ludziom. Od 1646 do 1650 r. Wielkim Mistrzem była królowa Anna Austriaczka, co najlepiej świadczyło o ówczesnym upadku marynarki francuskiej. Następowało zresztą normalne dla feudalizmu dryfowanie najwyższych rang w kierunku czczych tytułów arystokratycznej hołoty próżniaczej, kiedy związane z nimi naprawdę ważne stanowiska powierzano rzeczywistym fachowcom, ale bez dumnie brzmiących szarż. Aczkolwiek ostatnim Wielkim Mistrzem Żeglugi był prawdziwy wojownik, słynny książę de Beaufort, to po jego śmierci w walce - w 1669 r. - we Francji nie wrócono już do tego zakonnego stopnia. Odtąd (a właściwie już wcześniej, od 1661 r., tyle że wtedy jeszcze nieformalnie) władzę administracyjną nad marynarką wojenną sprawowali ministrowie marynarki, różnie zresztą nazywani oficjalnie (byli sekretarzami-ministrami stanu, ministrami stanu, sekretarzami stanu d/s marynarki, przewodniczącymi rady marynarki), natomiast rzeczywiste dowództwo flot żaglowych w bitwach powierzano specyficznej nazewniczo kadrze admiralskiej.
W 1669 r. wrócił i utrzymał się aż do Rewolucji Francuskiej z 1789 r. stopień Admirała Francji. Nie było innego admirała, a rangę tego jednego traktowano jako kolejny feudalny tytuł niezwiązany z żadnymi realnymi obowiązkami (poza picem dworskim). Przy okazji synekurę, ponieważ posiadający go osobnik otrzymywał pewne dochody z żeglugi i pryzowego, nie kiwając w tych kwestiach palcem. Najwyższy w marynarce stopień przyznawał król komu chciał - "po uważaniu" własnym albo aktualnej głównej kochanki. Ludwik XIV miał taką fantazję, by admirałami zostawali jego nieślubni synowie lub nawet potomkowie nieślubnych synów, czyniąc tę rangę prawie dziedziczną. Żeby było jeszcze śmieszniej i bardziej paranoicznie, także stopień następny, czyli wiceadmirała, też czasem dziedziczono, chociaż on już jak najbardziej łączył się z realnym dowodzeniem, nawet na morzu! Polscy historycy dziejów morskich i inni miłośnicy tabelek porównawczych lubią pisać, że francuski wiceadmirał to naprawdę admirał z innych państw i taką właśnie terminologię stosują. Co jednak zrobić w sytuacji, gdy nagle tytularny admirał zechciał sobie dowodzić? Pisać o kilku admirałach równocześnie? Wszystkich podwładnych zdegradować o jedną rangę? Wymyśleć dla niego nieistniejący stopień "nadadmirała"?! A nie jest to przypadek wyłącznie teoretyczny. Wielu (większość?) tzw. pomazańców bożych albo innych bardzo "wysoko urodzonych" wyznawała zasadę wyartykułowaną co prawda w innej epoce, lecz zawsze aktualną: jak Cię partia (król, faworyta itd.) zrobiła Pierwszym Sekretarzem (admirałem, prezesem itd.), to Ci Pan Bóg da rozum. Nie przejmowali się więc zupełnie swoimi brakami edukacji czy doświadczenia, traktując puste tytuły jako upoważnienie do faktycznego zwierzchnictwa nad specjalistami. Problem niekompetentnego kierowania, zbyt często będącego wynikiem chwilowej przewagi danej kochanki, królowej czy koterii politycznej, trapił królewską marynarkę francuską do końca jej istnienia. Nie był też obcy innym monarchiom, jednak z różnych powodów zazwyczaj wychodziły one z takich dylematów bardziej obronną ręką.
Aby uniknąć zbędnych nieporozumień, ja z reguły (w wypowiedziach na forum) stosuję dosłowne tłumaczenie rang oryginalnych - rezygnując z bardzo nieścisłych przeliczeń, komu to niby powinno odpowiadać. Francuscy wiceadmirałowie floty królewskiej byli też specyficzni, nawet jeśli pominiemy absurdalne pomysły z dziedziczeniem tego stopnia (jak w rodzinie d'Estrées). Chociaż generałowie galer utrzymali się do likwidacji odrębności tego korpusu we wrześniu 1748 r., to już dużo wcześniej zrozumiano, że czasy wielkich jednostek wiosłowych minęły nawet na Morzu Śródziemnym. Dlatego uznano potrzebę organizacji dwóch odrębnych flot okrętów żaglowych - do działań na Atlantyku oraz do operowania na Morzu Śródziemnym. Na czele każdej postawiono wiceadmirała (vice-amiral). Tego pierwszego nazwano Vice-amiral du Ponant, a drugiego - Vice-amiral du Levant, od starych nazw używanych w obszarze śródziemnomorskim: po włosku levante to "wschodzący", a ponente - "zachód, zachodni". Można więc mówić o "Wiceadmirale Wschodu" i "Wiceadmirale Zachodu", ale że Francuzi świadomie wykorzystali tradycyjne terminy włoskie, zamiast - istniejące przecież (orient, oriental; occident, occidental) - słowa francuskie, lepiej chyba obywać się bez tłumaczenia; albo pisać o wiceadmirale Lewantu (nazwa nieobca też wykształconym Polakom) i wiceadmirale Atlantyku. Nie palę się zresztą do forsowania jakichś własnych propozycji nazewniczych. Oba stanowiska (i rangi) wiceadmiralskie miały swoje osobliwości. Były dożywotnie, co nie dziwiłoby przy stopniu oficerskim, jednak nie odpowiada dzisiejszemu podejściu do stanowisk (no, chyba że prezesa). Wiązały się czasem z faktycznym dowodzeniem na morzu, lecz wcale niekoniecznie. Łączono je ze śmiesznymi ceremoniałami i średniowiecznymi przywilejami. Mogło być jedynie dwóch wiceadmirałów, więc jeśli zdarzyło się, że któryś z nich z uwagi na wiek czy choroby nie nadawał się już do służby na okręcie (a był to przypadek typowy, gdyż wiceadmirałami zostawali zwykle najstarsi oficerowie i oczekiwano od nich przede wszystkim zwierzchnictwa organizacyjno-administracyjnego na lądzie), praktycznie nie istniał sposób na mianowanie innego na jego miejsce. Co najwyżej oficer flagowy mógł otrzymać obietnicę królewską, że będzie pierwszy do awansu, jeśli zdarzy się wakat (czytaj: kiedy poprzednik wyzionie ducha). Coś podobnego do sytuacji naszych dożywotnich hetmanów, zastępowanych w razie potrzeby regimentarzami, ale z buławą pieszczoną do śmierci nawet w przypadku udowodnienia kompletnej indolencji. Taki oficer z "obiecanym" stanowiskiem wiceadmirała mógł być nawet grzecznościowo tytułowany wiceadmirałem, ale właściwie nim nie był do śmierci poprzednika. Posiadanie tylko jednego admirała, z reguły dworskiego figuranta nawet nie wchodzącego na okręty, oraz zaledwie dwóch wiceadmirałów (i to działających na odrębnych wodach albo wręcz z lądu), nie sprzyjało elastyczności dowodzenia we francuskiej marynarce wojennej. Oczywiście problem ten był nikły przy niewielkiej liczebności floty i jej zadaniach ograniczonych do wód europejskich; stawał się poważny gdy Francuzi dołączyli do ścisłej czołówki światowej, a okręty zaczęły operować też na Atlantyku i Oceanie Indyjskim. Pamiętajmy jednak, że także Anglicy aż do 1743 r. mieli formalnie tylko trzy eskadry wyróżniane kolorem bander, a przy tym jedynie dwóch pełnych admirałów, ponieważ teoretyczny admirał Eskadry (Flagi) Czerwonej dostawał rangę Admirała Floty.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Czw 8:04, 02 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
Francuzi trzymali się dwóch wiceadmirałów (Ponantu i Lewantu) aż do 1777 r., ponieważ - jak pisałem - schorowani dziadkowie dochodzący do tej rangi zwykle i tak zajmowali się głównie administrowaniem dwóch wyraźnie odrębnych (choćby tylko geograficznie) zespołów floty, a na morzu zastępowali ich inni. Jednak w drugiej połowie XVIII w. zdarzyła się sytuacja podobna do tych z wieku XVII - z powodów nie mających żadnego związku z marynarką, zdolnościami czy zasługami, dwór królewski mocno faworyzował jednego z aktywnych oficerów flagowych, pragnąc go wywyższyć kosztem innych, ignorując nawet ponoszone porażki, klęski czy objawiane w pewnych zakresach niedołęstwo. W XVII w. był nim d'Estrées, a stulecie później - d'Estaing. Jako że starsi wiceadmirałowie uparcie nie chcieli przenieść się do lepszego świata, złamano tradycję i w 1777 r. utworzono dla d'Estainga stanowisko trzeciego wiceadmirała, nazywając go Wiceadmirałem Mórz Azji i Ameryki. W ten sposób, wciąż faktycznie dowodzący eskadrami oficer automatycznie wyskoczył ponad wszystkich innych, bez względu na staż, doświadczenie czy poprzednie szczeble w hierarchii marynarki. Po pierwszym wyłamaniu łatwiej przyszło drugie. Władze olśnione postawą Suffrena na Oceanie Indyjskim postanowiły i z niego zrobić wiceadmirała - mianowano go w 1784 r. Wiceadmirałem Mórz Indii. Rzucające się w oczy sprzeczności terminologicznie ("morza Ameryki" to w tamtych czasach był Atlantyk, a więc Zachód, zaś Indie dość trudno uznać za nie leżące w Azji) nie miały najmniejszego znaczenia, gdyż i tak chodziło tylko o jak największą pompatyczność nazw, nie o sens czy rzeczywisty związek. Gorzej jednak, że nadal były to w dużej mierze feudalne tytuły, a nie nowoczesne stopnie. Gdy więc Suffren zmarł 8.12.1788, marynarka Francji wróciła do trzech wiceadmirałów. Rewolucja francuska zniosła stanowiska i rangi wiceadmirałów Lewantu i Ponantu, zaś wiceadmirała Mórz Azji i Ameryki posłała na gilotynę, całkowicie rozwiązując problem struktury dowodzenia nie pasującej już do ówczesnych flot.
Wg dekretu z 29.04.1791 marynarka Francji zyskała admirałów, wiceadmirałów i kontradmirałów na "normalnych" poziomach i miejscach jak w innych flotach, z analogicznych zakresem uprawnień i obowiązków. Pierwszy nawrót do francuskich osobliwości nastąpił jednak już 25.10.1795, gdy prawdziwy stopień pełnego admirała zmieniono w tytuł nadawany jedynie tymczasowo. Kolejne próby powrotu do feudalnych porządków miały miejsce za Napoleona (niektórzy francuscy historycy sądzą, że dziwaczna kariera morska Hieronima Bonaparte mogła w dalekosiężnym zamyśle cesarza zmierzać w kierunku osadzenia jego głupkowatego, najmłodszego brata w roli naczelnego zwierzchnika floty cesarstwa; w każdym razie Napoleon przywrócił stanowisko/tytuł Wielkiego Admirała, obdarzając nim swojego szwagra Joachima Murata, który dzielnie galopował, ale na okrętach nie znał się kompletnie) oraz Restauracji (danie stopnia Admirała Francji bratankowi króla, gdy prawdziwi żeglarze mogli być co najwyżej wiceadmirałami).
Wróćmy jednak do epok poprzednich i do rang admiralskich niższych od wiceadmirałów. W królewskiej marynarce francuskiej sprzed rewolucji byli to (idąc stopniowo w dół) generałowie-porucznicy oraz szefowie eskadr. Ściśle biorąc, należałoby za każdym razem pisać o "generałach-porucznikach sił morskich", ponieważ ta ranga była również bardzo popularna w armii. W wojskach lądowych wielu krajów oprócz generała i generała-porucznika bywał też generał-podporucznik, generał-major, generał-kapitan i generał-pułkownik, ale śledzenie ich ciekawej etymologii i wzajemnej wyższości lub niższości w hierarchii jest tutaj zbędne. Nie ulega żadnej wątpliwości, że w tym przypadku chodziło o nawiązanie do dawnego pojmowania słowa "porucznik", jako osoby, której władca czy wyższy urzędnik albo oficer powierzał ("poruczał") swoje prawa i obowiązki, a więc o godność wysoką, tłumaczoną w różnych innych kontekstach na generalny gubernator, namiestnik a nawet wicekról. Występujący równolegle we francuskim korpusie galer "generałowie" oraz "generałowie-porucznicy" stanowili byt niezależny. Teoretycznie wielcy panowie obdarzeni tytułem generała galer (albo go sobie kupujący!) uważali się za równych Admirałom Francji, jednak bardzo rzadko pojawiali się faktycznie na morzu, więc chociaż miało to znaczenie dla dworaków odpowiedzialnych za właściwą kolejność ustawienia w szeregu wszystkich pragnących dostąpić zaszczytu pocałowania królewskiej ręki, niespecjalnie wpływało na przebieg działań wojennych. Przy łączeniu korpusu okrętów żaglowych i korpusu galer w 1748 r. problem też się nie pojawił, gdyż zrealizowano to cztery miesiące po śmierci ostatniego generała galer. Natomiast kwestię nominalnej pozycji generała-porucznika galer rozwiązano jeszcze inaczej. Ten dość rzadki stopień (tytuł), także kupowany i dziedziczony (bywało, że ranga generała galer znajdowała się w rękach tak wielkiego pana czy na tyle starego człowieka, że nawet nie pojawiał się w pobliżu jednostek pływających, a wtedy faktycznie dowodził nimi na morzu jego zastępca, generał-porucznik), w pewnym sensie nie istniał w chwili rozwiązania korpusu. Niby dzierżył go książę d'Enville (d'Anville), odziedziczywszy w 1720 r. po ojcu, markizie de Roye de La Rochefoucald, który z kolei kupił urząd 1.01.1704, za ogromną sumę. Jednak jeszcze przed scaleniem korpusów książę d'Enville przeszedł do marynarki żaglowej - pomimo kompletnego braku doświadczenia, co wkrótce miało Francuzów bardzo drogo kosztować. Zastanawia przy tym stwierdzenie, że we flocie okrętów żaglowych "awansował" 1.01.1745 na generała-porucznika, co raczej jest tylko niefortunnym sformułowaniem, gdyż w tej formie sugeruje "niższość" generała-porucznika galer względem generała-porucznika okrętów/liniowców, a to na pewno nie było intencją ani rozporządzenia Ludwika XIV w sprawie marynarki z 10.11.1697 (kiedy wyraźnie umieszczono generała-porucznika okrętów/liniowców i generała-porucznika galer na jednym poziomie, równym w dodatku generałom-porucznikom z armii lądowych), ani nie wynikało z praktyki, bowiem pochodzący z kręgów najwyższej arystokracji oficerowie galer nieustannie domagali się pierwszeństwa w wszystkich przypadkach formalnie równych rang.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Pią 6:57, 03 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
Chociaż w ulubionych przez dzisiejszych autorów i czytelników tabelkach porównawczych francuski "generał-porucznik" obowiązkowo odpowiada wiceadmirałom z innych państw, sprawa niezupełnie ściśle tak wyglądała. Po pierwsze, oprócz praktycznej rangi i stanowiska, to częściowo wciąż był tytuł przynależny oficerowi działającemu bezpośrednio pod rozkazami tytularnego wiceadmirała. W Royal Navy w połowie XVIII w. nie mogło być mowy, aby ktoś sobie stopień któregoś z admirałów kupił lub odziedziczył po tatusiu! Takie feudalne kretyństwa odsunięto w Anglii na boczny, nieszkodliwy (poza wydatkami) tor, tworząc (odpowiednio już w 1661 r. i 1682 r.) prawie fikcyjne urzędy Wiceadmirała Anglii i Kontradmirała Anglii (po akcie Unii przekształcone w Wiceadmirała Wielkiej Brytanii i Kontradmirała Wielkiej Brytanii). Po drugie, z uwagi na incydentalność pojawiania się na morzu Admirała Francji i rzadkość ruszania tyłka poza portami przez Wiceadmirałów, odpowiednio wyekwipowani w rządowe upoważnienia generałowie-porucznicy pełnili w praktyce rolę zarówno wiceadmirałów, jak faktycznych admirałów. Problem pojawiał się przy współpracy z sojusznikami, np. Hiszpanami (za burbońskich monarchów struktura rang w tym kraju była zresztą w dużej mierze zbliżona do francuskiej), którzy wymuszali naczelne dowództwa połączonych zespołów flot (zazwyczaj z opłakanymi konsekwencjami) przez delegowanie swoich nominalnych wiceadmirałów tam, gdzie Francuzi wysyłali generałów-poruczników.
Najniższą francuską rangą w grupie oficerów flagowych był w marynarce królewskiej "szef eskadry". Tabelkowe uszeregowanie wierszami utożsamia go z kontradmirałami innych państw. Trudno to zrobić inaczej, ale - znowu - ostateczny wynik nie jest prawdziwy. Francuzi zachowali tak wiele z tradycji dotyczącej poprzedniej epoki, jak tylko się dało. Pamiętajmy, że w XVI w. i na początku następnego stulecia w zespołach flot każdy kapitan okrętu mógł w dowolnym momencie zostać tymczasowo admirałem, wiceadmirałem czy (później) kontradmirałem, ponieważ ta ranga oznaczała tylko chwilowe stanowisko w eskadrze. Niczego nie gwarantowała na przyszłość, nie opisywała żadnego trwałego stopnia. Przy następnym wyjściu z portu hierarchia mogła zostać całkiem odwrócona. W tej sytuacji kapitan był przede wszystkim dowódcą swojego żaglowca i pozostawał nim podczas wypełniania dodatkowej funkcji. Francuzi utrzymali taką zasadę względem "szefa eskadry" długo po tym, gdy ta nazwa zaczęła opisywać faktyczny, już nie cofany stopień. W rezultacie u Anglików kontradmirał nie tylko poświęcał się całkowicie (przynajmniej w teorii) dowodzonej prze siebie eskadrze - do prowadzenia okrętu mając osobnego kapitana - ale i wprowadzano taką praktykę w stosunku do starszych komodorów. Tymczasem w marynarce francuskiej "szef eskadry" był też pierwszym kapitanem swojego okrętu, co najwyżej mając do pomocy drugiego kapitana. Ponadto "szef eskadry" stawał często na czele tak małych zespołów, których w Royal Navy nigdy nie powierzono by kontradmirałom, skoro wystarczali zwykli komodorzy. Ostatecznie francuski chef d'escadre stał funkcyjnie bliżej brytyjskiego komodora niż kontradmirała, zbliżając się natomiast do tego ostatniego trwałością rangi i formalnym umieszczeniem w grupie oficerów flagowych. Rzecz jasna, stopień "szefa eskadry" trzeba odróżniać od funkcji dowódcy eskadry (nawet jeśli tak samo nazwanej), gdyż tę mógł pełnić porucznik (dla zespołu "drobnoustrojów"), kapitan, chef d'escadre, generał-porucznik i wiceadmirał. Aby było jeszcze bardziej zawile, także Francuzi mieli przez cały XVII wiek (najwcześniejsza data, jaką znam, dotyczy 1642 r.) kontradmirałów z funkcji i nazwy (contre-admiral, contra-admiral, contre-amiral) - omijanych szerokim łukiem przez większość historyków - tyle że tu chodziło o stanowiska i tytuły nadawane tymczasowo, na okres dowodzenia jakimiś dużymi zespołami.
W korpusie galer, póki był osobny, odpowiednikiem "szefa eskadry okrętów" był "szef eskadry galer". Rangi te odpowiadały w armii lądowej "marszałkowi oboźnemu" (maréchal de camp), co w specyficznej francuskiej hierarchii określało osobę gdzie indziej i w innych czasach nazywaną na ogół generałem brygady.
Te trącące myszką osobliwości francuskich stopni admiralskich nie wpłynęły w żaden istotny sposób na niezłe funkcjonowanie marynarki wojennej Francji podczas wojny amerykańskiej. Minister Castries nie odważył się ich naruszyć przy okazji swojej reformy z 1786 r. (za dużo wpływowych feudałów było zainteresowanych w zachowaniu status-quo), zostały ostatecznie zlikwidowane dopiero przez rewolucjonistów w 1791 r. Mimo przywrócenia rangi "urodzonego" Wielkiego Admirała przez Napoleona, a potem powrotu Burbonów na tron w 1814 r., ani wiceadmirałowie Ponantu i Lewantu (a tym bardziej Mórz Azji czy Ameryki), ani generałowie-porucznicy sił morskich (galer, jak rowera, nie wspomnę), ani "szefowie eskadr", nigdy już w epoce żagla się nie pojawili.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Sob 7:31, 04 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
Jedną z najbardziej kłopotliwych do tłumaczenia (ale czasem też do rozpoznania) jest nazwa dowódcy dużego okrętu wojennego, u nas określanego jako "komandor". Od kiedy we Francji - jak w innych krajach Europy zachodniej i północnej - podstawową rolę w bitwach zaczęły odgrywać żaglowce (w marynarce handlowej stało się to jeszcze wcześniej), dla Francuzów ten termin wyglądał i wygląda do dzisiaj tak samo - capitaine de vaisseau. Tyle tylko, że przez wieki nie zmieniając formy zmieniał swoje znaczenie. Problem polega bowiem na samym słowie vaisseau. Tym, którzy nie czytają niczego poza epoką napoleońską (ale w ogóle zaglądają do tekstów francuskich, choćby z wierzchu) wydaje się, że zawsze musiało znaczyć "liniowiec" i ze spokojem rozprawiają o liniowcach w czasach, kiedy takiej kategorii okrętu, związanej z nim taktyki i szyku, od którego wziął nazwę, nikt na świecie jeszcze nie wymyślił. Tymczasem vaisseau to po prostu jednostka pływająca (nawa, korab, okręt) bez wskazania nawet czy wojenna czy cywilna. W praktyce każdy żaglowiec (a dzisiaj oczywiście każdy okręt z dowolnym napędem mechanicznym) większy od łódki był vaisseau. Początkowo zatem termin capitaine de vaisseau oznaczał kapitana dowolnej jednostki innej niż galera - mógł to być szyper statku handlowego, wielorybniczego, rybackiego, kapitan małej fregaty wojennej czy wielkiego galeonu królewskiego. Użycie naszego dzisiejszego "komandora" wcale nie rozwiązuje problemu jeśli nie wiemy, czy chodziło o dowódcę jednostki cywilnej czy wojennej. W tłumaczeniu tekstu francuskiego jest jeszcze dodatkowo kłopotliwe, gdyż bardzo wielu oficerów marynarki Francji uzyskiwało część swojej edukacji morskiej w szeregach Kawalerów Maltańskich, albo wręcz pozostawało w strukturach Zakonu do końca życia, otrzymując tytuły i stanowiska komandorów (jako zwierzchników zakonnych komandorii) bez najmniejszego związku z XX-wiecznym polskim komandorem marynarki wojennej. Zatem wg współczesnych polskich purystów językowych taki capitaine de vaisseau, commandeur N. powinien być oddawany jako "komandor, komandor N." - i wszystko jasne!
Jeśli jednak zaniedbamy żaglowce cywilne, obraz się nieco uprości. Capitaine de vaisseau stanie się po prostu kapitanem okrętu. Na dodatek w marynarce francuskiej wystąpiła ta sama tendencja co w wielu innych (hiszpańskiej, holenderskiej, niemieckiej, szwedzkiej), aby całkiem uniwersalnej nazwy "okręt" w praktyce używać jednak tylko w odniesieniu do jednostek z grupy największych i dużych. Prawie wszystkie "drobnoustroje" (fregaty, korwety, slupy, tartany, brygantyny, galioty, kecze itd.) otrzymały własne określenia typu, co pozwalało wykorzystać je też w nazwach stopni dowódców. Jeśli więc do boju ruszały razem francuski galeon i brander, to tylko kapitana pierwszego nazywano capitaine de vaisseau ("kapitan jednostki"). Dowódcą drugiego był capitaine de brûlot ("kapitan brandera"), mimo że - teoretycznie biorąc - jednostką pływającą (vaisseau) był tak samo wielki galeon jak najmniejszy brander. Kiedy ten capitaine de vaisseau z określenia tymczasowo zajmowanego stanowiska (pełnionej funkcji) zmienił się w trwałą rangę oficerską (stopień), oznaczał kogoś stojącego w hierarchii marynarki wojennej bardzo wysoko (zaraz po "szefie eskadry"), o wiele długości przed skromnym kapitanem brandera. W miarę jak duże galeony wojenne przekształcały się w wielkie okręty, a potem liniowce, ich dowódcy wciąż zajmowali stanowisko capitaine de vaisseau i z reguły mieli taką rangę. Od pewnego momentu można ich więc nazywać "kapitanami liniowców", aby odróżnić od kapitanów fregat, kapitanów branderów, kapitanów korwet itd., ale zadekretowanie konkretnej daty jest oczywiście niemożliwe - to były procesy płynne, nie skokowe. W korpusie galer odpowiednikiem kapitana dużego okrętu (capitaine de vaisseau) był kapitan galery (capitaine de galère). Obaj odpowiadali rangą pułkownikom piechoty.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Nie 6:45, 05 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
Marynarka wojenna stale się rozwijała, doskonaliła, stawiano przed nią coraz więcej zadań, a w związku z tym specjalizowały się także okręty. Liniowce rosły potrzebując większych załóg i bardziej rozbudowanej kadry. Kiedyś na jednym żaglowcu wystarczał jeden kapitan i jeden porucznik, potem się to zdecydowanie zmieniło. Pomijając niższe rangi, o których później, także w grupie kapitanów pojawił się nacisk na większe niż dotąd zróżnicowanie. W miarę krzepnięcia w pełni zawodowej kadry (w miejsce przypadkowych rycerzy walczących równie dobrze w piechocie, kawalerii, jak na okręcie; raz na lądzie, raz na wodzie) narastała naturalna chęć stworzenia odpowiednich miejsc i szczebli do awansowania. Oprócz kapitanów dużych okrętów (capitaine de vaisseau) marynarka francuska miała też kapitanów fregat (capitaine de frégate). Oczywiście, jak w przypadku prawie wszystkich innych stopni, pierwotnie oznaczających tylko chwilowo zajmowane stanowiska, sprawowane funkcje, a nie abstrakcyjne i stałe rangi, także kapitan fregaty był na początku po prostu... kapitanem fregaty, w rozumieniu tymczasowego dowódcy małej, szybkiej jednostki. Odzwierciedlało się to nawet w nazwie, ponieważ pełny termin brzmiał capitaine de frégate légère (légère = lekki). Jednak już w XVII w. przekształcił się w trwały stopień oficerski (znamy go z dokumentów poczynając od 1676 r.). Tym niemniej była to początkowo ranga dość niska, częściej dawana ex-korsarzom czy ex-kapitanom statków handlowych niż regularnym oficerom marynarki wojennej. "Kapitan fregaty" zajmował w hierarchii miejsce między "porucznikiem okrętu/liniowca" a "kapitanem okrętu/liniowca". Z czasem posiadacz takiego stopnia coraz rzadziej dowodził faktycznie fregatą. Wśród kapitanów jednostek tej klasy bywali rozmaici oficerowie, a on z reguły służył na innych okrętach - pełnił np. funkcję drugiego kapitana liniowców czy był kimś w rodzaju "nadporucznika". Stopień "kapitana fregaty" tracił jednak na popularności - o ile w 1696 r. we francuskiej marynarce wojennej było 52 ludzi tej rangi, to w 1736 r. zaledwie dwóch. Ostatecznie zniesiono go całkowicie w lutym 1772 r. Nie jest prawdą informacja z francuskiej Wikipedii, że został przywrócony już w 1777 r. Jedynie ogłoszono 10.05.1777 dekret stwierdzający, że od czasu zniknięcia "kapitana fregaty" występuje niefortunna sytuacja, kiedy w marynarce nie ma rangi odpowiadającej podpułkownikowi (lieutenant-colonel) armii; w rezultacie postanowiono wtedy nadać stopień podpułkownika 50 najstarszym "porucznikom liniowca". Uczyniło to ich równymi dawnym "kapitanom fregaty". Sama ranga pojawiła się dopiero w zarządzeniu z 25.10.1795, regulującym strukturę marynarki francuskiej po okresie terroru i czystek. Teraz jednak "kapitan fregaty" plasował się trochę niżej (nad nim było aż dwóch dowódców okrętów, więc on stanowił ich trzecią, a nie drugą klasę), a ponadto bardziej szczegółowo określono jego oczekiwaną rolę jako zastępcy kapitana liniowca. Oczywiście znajdował się na tym samym poziomie hierarchii wojskowej co podpułkownik piechoty. Został zniesiony ostatni raz 29.12.1836 i ostatni (jak na razie) raz przywrócony 3.05.1848. W korpusie galer nie było "kapitana fregaty", lecz starszeństwem odpowiadał mu "kapitan-porucznik galery" (capitaine-lieutenant de galère).
Tabelę pokazującą rangi w marynarce francuskiej (i porównawcze rangi w armii) zgodnie z zarządzeniem Ludwika XIV z 10.11.1697 przedstawiam w formie zeskanowanej, z uwagi na niechęć tracenia czasu na walkę z programem:
[link widoczny dla zalogowanych]
Tab. 1.
W królewskiej marynarce francuskiej istniały jeszcze inne stopnie kapitańskie, ale w przedziwnym usytuowaniu, zupełnie niepodobnym do znanego powszechnie systemu anglosaskiego i bardzo trudne do uszeregowania względem "normalnej" drabinki szlacheckich oficerów. Flota potrzebowała chmary jednostek pomocniczych, jak fluity, galioty, lichtugi, brandery, tartany, awiza itd. Wprawdzie do dowodzenia nimi można było oddelegować doświadczonych chorążych i poruczników z głównego korpusu (co zresztą robiono), jednak taka praktyka miała wiele wad. Po pierwsze, odciągała tych oficerów od zadań bojowych i mogła potęgować trudności kadrowe w eskadrach liniowców podczas wojny. Po drugie, takie małe jednostki pomocnicze często operowały na bardzo trudnych nawigacyjnie wodach, gdzie ogromne ważne było doświadczenie zdobywane na statkach handlowych i rybackich z tych samych akwenów, nie do odtworzenia w szkołach oficerskich uczących fechtunku, tańca i matematyki (w razie braku innych możliwości marynarka wojenna ratowała się mustrowaniem lokalnych pilotów). Po trzecie, zawsze - lecz zwłaszcza w latach wojen, kiedy drastycznie spadało zatrudnienie we flocie cywilnej - przyjmowano do służby kapitanów statków handlowych, żaglowców korsarskich, doświadczonych szyprów rybackich itp.; robienie z nich zwykłych marynarzy do ciągnięcia lin byłoby marnotrawstwem ich wiedzy, doświadczenia i talentu. Dla wyperfumowanej, wystrojonej w żaboty, pończochy i koronki szlacheckiej kadry okrętów wojennej stykanie się z takimi "pospolitymi" ludźmi z plebsu na pokładzie rufowym liniowca (czy, o zgrozo, w mesie!) byłoby nie do pomyślenia, ale wypchnięcie do dowodzenia specjalistycznymi jednostkami pomocniczymi dawało niemal same korzyści. Także starsi oficerowie floty cywilnej nie za bardzo kwapili się do wspólnej służby z zarozumiałymi i gardzącymi nimi szczawikami z korpusu gardemarynów, a niektórzy nie mieli też większej ochoty na szybką i zaszczytną śmierć za króla i ku chwale własnego rodu, woląc wykonywać zadania bardziej zbliżone do tych, którymi trudnili się w cywilu (oczywiście z wyjątkami - dowodzenie branderem lub okrętem moździerzowym do zajęć pokojowych nie należało). W wyniku tych wszystkich okoliczności we francuskiej marynarce królewskiej pojawiła się masa osobliwych stopni, których prawdziwego znaczenia i miejsca w hierarchii nie oddają żadne tabelki porównawcze czy przeliczeniowe, więc każde tłumaczenie współczesnymi rangami z polskiej marynarki wojennej jest fałszywe, a w wielu przypadkach wręcz śmieszne.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Pon 7:05, 06 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
Na początek zajmiemy się "kapitanami". Ukształtowali się kapitanowie branderów (capitaine de brûlot), kapitanowie galiotów (capitaine de galiote) [galiotami Francuzi nazywali wymyślone przez nich okręty moździerzowe, gdy my do języka polskiego adaptowaliśmy dość niefortunnie angielski "kecz bombowy"], kapitanowie fluit (capitaine de flute). Teoretycznie były to rangi zarezerwowane dla tzw. "oficerów niebieskich" (officiers bleus), czyli nie-szlacheckich oficerów pomocniczych. Pochodzenie nazwy "niebieski" jest nota bene dość tajemnicze - tradycyjnie niemal wszyscy powtarzają za Augustinem Jalem bajkę o wywodzeniu terminu od koloru munduru. Faktycznie od 1757 r. "oficerowie niebiescy" - dla odróżnienia od "prawdziwych", bojowych oficerów szlacheckich odzianych w szkarłat - musieli nosić niebieskie mundury, razem z wyłogami, klapami, kołnierzami w tym samym kolorze. Tyle tylko, że to odwrócenie skutku z przyczyną - nazwa "oficer niebieski" pojawiła się w drugiej połowie XVII w., kiedy o żadnym umundurowaniu we flocie nie było jeszcze mowy, a barwa niebieska - tło tarczy herbowej Burbonów - uchodziła za maksymalnie zaszczytną. W ogólnej hierarchii ci pomocniczy "oficerowie niebiescy" stali bardzo nisko, po trafieniu na pokład liniowca czy fregaty musieli słuchać rozkazów najmłodszego porucznika ("porucznika okrętu/liniowca", bo byli też inni, o czym później). Zazwyczaj oficerowie pomocniczy (officiers auxiliaires) nie szlacheckiego pochodzenia w ogóle nie byli przyjmowani do marynarki królewskiej na stałe, tylko dostawali "komisję" na czas trwania konkretnej kampanii. Otrzymany stopień obowiązywał jedynie w jej trakcie. Podejrzewa się, choć trudno to etymologicznie udowodnić, że pierwotnie owo bleu wskazywało właśnie na tymczasowość funkcji, bez najmniejszego związku z mundurem, który po prostu jeszcze nie istniał. W przypadku wyjątkowego wyróżnienia się oficera, ranga mogła zmienić się w trwałą. W praktyce pewna grupa kadry (silnie zmienna procentowo w zależności od epoki) zawsze pochodziła z innych kręgów społecznych niż szlachta, ale to temat na zupełnie odrębne opowiadanie.
W zasadzie wśród tych "plebejskich" kapitanów nie było drabinki awansowej (kapitana fluity nie promowano do rangi kapitana brandera czy odwrotnie), lecz kiedy stopnie się ustabilizowały (w miarę), pewna hierarchizacja jednak nastąpiła. W 1780 r. "kapitan brandera" (w tym czasie byłby cud, gdyby naprawdę dowodził branderem, ponieważ specjalnych jednostek tego typu już prawie nie używano) odpowiadał starszeństwem kapitanowi piechoty i chociaż ustępował wszystkim "porucznikom liniowca", to przynajmniej był wyższy od "chorążych liniowca". "Kapitana fluity" postawiono wówczas na równi z podporucznikiem piechoty, więc stał o dwa szczeble niżej od zwykłego "chorążego liniowca" (szlachcica). Historyczne nazwy rang zachowano dla tradycji, chociaż bardzo słabo już odpowiadały rzeczywistości technicznej (do zadań branderów z reguły wykorzystywano teraz pośpiesznie dostosowywane, małe żaglowce cywilne, a nie specjalistyczne, spore jednostki wojenne, jak w XVII w.; za to fluity urosły z niewielkich transportowców do dużych i silnie uzbrojonych żaglowców, często używanych przez Anglików - po zdobyciu - w roli fregat). Przyjęto więc po prostu, że "kapitan brandera" będzie rangą przyznawaną w nagrodę szczególnie wyróżniającym się "porucznikom fregaty" (o nich dalej), zaś "kapitan fluity" to stopień, którym nagradzano najlepszych szefów załogi (maîtres d'équipage) oraz pilotów marynarki królewskiej (czyli właściwie podoficerów); przydzielano go także kapitanom statków handlowych.
Natomiast stopień "kapitana galiota" zanikł, aczkolwiek nie wiem dokładnie kiedy; wg rozporządzenia królewskiego z 1697 r. noszący go oficer plasował się wysoko, będąc równy kapitanowi fregaty i kapitanowi-porucznikowi galery; natomiast już w połowie XVIII w. okrętami moździerzowymi dowodzili "porucznicy liniowca" z głównego korpusu oficerskiego.
I w tym momencie na tych ostatnich się skupimy.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Wto 10:10, 07 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
Z etymologicznego punktu widzenia lieutenant de vaisseau ("porucznik okrętu/liniowca") i lieutenant de galère ("porucznik galery") byli pod każdym względem porucznikami. Odczuwana przez dzisiejszych autorów potrzeba oddawania ich rangi takimi terminami jak "kapitan marynarki" czy czasem nawet "komandor podporucznik" wynika z dwóch powodów, obu dla epoki żaglowców całkowicie bezsensownych. Po pierwsze, z tego nieszczęsnego polsko-skandynawskiego systemu z "pierwszym po Bogu" kapitanem zepchniętym daleko w tył i wysuniętym na czoło załogi okrętu komandorem. Po drugie, z naturalnego rozrostu liczby stopni oficerskich w ciągu wieków. Dla współczesności dzisiejszy sposób "przeliczeń" jest koniecznością, ale stosowanie go względem dawnych marynarek to zupełnie niepotrzebny anachronizm, przynoszący bardzo dużo szkód, a niewiele korzyści (właściwie tylko jedną - święty spokój ze strony redaktorów i innych osób przekonanych o świętości, trwałości, nieomylności i bezwzględnej konieczności stosowania definicyjek branych ze aktualnych encyklopedii czy kursów żeglarstwa).
Francuski "porucznik okrętu/liniowca" leksykalnie oraz zakresem obowiązków i uprawnień w pełni odpowiadał porucznikom marynarki z innych flot państwowych. W praktyce jego pozycja trochę się zmieniała w miarę upływających wieków. Francuzi regulowali minimalne staże potrzebne do awansu na kolejne szczeble w hierarchii (oczywiście takie wymogi odnoszono do "zwykłych" oficerów, podczas gdy faworytów królewskich kochanek nie dotyczyły), przez co zaczynano służbę w tym stopniu coraz później i trwała ona średnio dłużej. Francuscy porucznicy byli więc często starsi niż ich brytyjscy odpowiednicy, a ponieważ dysponowali znacznym doświadczeniem, powierzano im w razie potrzeby samodzielne dowództwo całkiem dużych okrętów.
Idąc w dół rang marynarki trafiamy na osobliwego "porucznika fregaty" (lieutenant de frégate). Wydawałoby się, że skoro bezpośrednio pod "kapitanem okrętu/liniowca" był "kapitan fregaty", to taki "porucznik fregaty" powinien mieć po prostu trochę niższy stopień niż "porucznik okrętu/liniowca" (czy "porucznik galery"), zatem być zwyczajnym podporucznikiem. Nic bardziej mylnego! Oficer głównego, szlacheckiego korpusu, wcale nie przechodził przez ten szczebel. Był on zarezerwowany dla trafiających do marynarki wojennej cywilnych, doświadczonych oficerów z różnych obszarów działalności morskiej. Chodziło o kapitanów statków handlowych, wyróżniających się korsarzy, osób głośnych z jakichś wyczynów wymagających ponadprzeciętnej wiedzy lub odwagi. Jeśli stopień przyznawano tylko na jedną kampanię, przy pełnej nazwie (rzadko używanej) pojawiał się przymiotnik "pomocniczy", a więc lieutenant de frégate auxiliaire. Nie miało znaczenia, czy tacy ludzie zgłosili się do marynarki wojennej na ochotnika czy byli powołani w ramach konskrypcji. Niezwykle uważny czytelnik mógłby w tym miejscu zapytać, czemu jeden kapitan statku handlowego zostawał we flocie królewskiej "kapitanem fluity", a drugi - "porucznikiem fregaty" (ponieważ względem obu stopni ich wymieniłem) i jak przedstawiała się w takim razie kwestia starszeństwa. Otóż rzecz jest mocno zabawna. Ustalono, że "porucznik fregaty" i "kapitan fluity" razem odpowiadają podporucznikowi piechoty, ale w razie wspólnego występowania pierwszy z wymienionych oficerów marynarki idzie obok podporucznika piechoty, a drugi drepcze z tyłu! Wszyscy trzej stali zdecydowanie niżej (o kilka szczebli) od "porucznika okrętu/liniowca" (który równał się majorowi w armii), a nawet od "chorążego okrętu/liniowca" (ten plasował się w jednym szeregu z porucznikiem piechoty). Jednak - przynajmniej w teorii - tylko "porucznik fregaty" mógł awansować na "kapitana brandera", a "kapitan fluity" - nie.
W archaicznym korpusie galer istniał stopień podporucznika (sous-lieutenant), w marynarce żaglowej wprowadzony dopiero pod koniec XVIII w. i utrzymany zaledwie przez pięć lat (1786-1791). Oczywiście, mimo tej samej nazwy, obie rangi znaczyły kompletnie co innego. Na galerach podporucznik był uplasowany między porucznikiem a chorążym. Na okrętach żaglowych w ramach reformy z 1.01.1786 zastąpił "chorążego liniowca", przy okazji grupując oficerów wcześniej noszących zlikwidowane teraz stopnie "poruczników fregaty" i "kapitanów fluity".
Istniała jeszcze, przynajmniej w XVII w., ranga "porucznika fluity i hukera" (lieutenant de flute et oucre), opisująca stopień "oficera służącego na hukerach i fluitach na stanowisku porucznika, przypominający stopień porucznika fregaty".
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Śro 6:33, 08 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
"Chorąży okrętu/liniowca" (enseigne de vaisseau) nie należał tak jak dzisiaj (tzn. mam na myśli pradawne czasy, kiedy sam byłem w wojsku) do szczególnej kasty zawieszonej między podoficerami a oficerami, lecz oznaczał najniższą rangę oficerską, jaką otrzymywał szlachcic po ukończeniu stażu w roli gardemaryna. Stwarzało to pewną trudność przy porównywaniu z Royal Navy, bowiem tam midszypmen po zakończeniu nauk i zdaniu egzaminów zostawał od razu (jeśli ktoś chciał dać mu stanowisko) porucznikiem marynarki. Brytyjski podporucznik marynarki, który zresztą pojawił się dopiero w grudniu 1804 r., miał wtedy tak unikalne cechy, że zupełnie nie można go brać pod uwagę, niezależnie od tego, co komu wypada w tabelkach.
Oprócz tego podstawowego "chorążego okrętu/liniowca" w marynarce francuskiej wypączkowało całe stado przeróżnych chorążych - galery, galiota, bombardierów, gardemarynów, gwardzistów flagi, piechoty, portu, galery admiralskiej (enseigne de La Réale), galery wiceadmiralskiej (enseigne de La Patronne), piechoty marynarki. Pomimo tego samego źródłosłowu i podobnego brzmienia byli w większości absolutnie różni, czasem niemal nieporównywalni, z uwagi na przynależność do odmiennych służb (pionów działalności) marynarki.
Korpus galer cechował się zachowywaniem bardzo starych tradycji. W marynarkach śródziemnomorskich, nie tylko francuskiej, wyodrębniano największą, najsilniej uzbrojoną, a przede wszystkim najbogaciej zdobioną galerę jako admiralską, a drugą w kolejności jako wiceadmiralską. Nosiły one nazw klasy (u Francuzów odpowiednio Réale i Patronne) czasem uzupełniane nazwami własnymi, częściej zostawianymi jako równoczesne nazwy klas i jednostek. Ponieważ wszystko było na nich nadzwyczajne względem zwykłych galer, nawet poruczników, podporuczników i chorążych miały nadzwyczajnych, wyróżnianych odpowiednimi przydawkami de La Réale i de La Patronne.
Marynarka wojenna oprócz działalności stricte bojowej musiała mieć zapewnione zaplecze techniczne, organizacyjne, portowe itd.
Służba portowa przekształciła się we własny pion, z kapitanami portów, porucznikami portów, chorążymi portów (czyli de port). Wprawdzie w obrębie tych samych poziomów w hierarchii przepływ był dość płynny i nie zamykał drogi do innej ścieżki awansowej, czasami żądano od konkretnego oficera, by się zdeklarował, który stopień chce zatrzymać, czyli jakiego rodzaju pracy w marynarce będzie się poświęcał.
Nadto francuska marynarka wojenna w epoce żaglowców ciągle próbowała uzyskać własne siły wojskowe i wyszkolonych artylerzystów, co - mimo przejściowych sukcesów - zawsze kończyło się klapą z uwagi na splot zawodowej zazdrości ze strony armii, kretyńskich zwyczajów feudalnych jeszcze bardziej wynaturzonych przez Ludwika XIV, a także braku zrozumienia lub lekceważenia potrzeb i istoty floty przez cały okres monarchii absolutnej, Francji rewolucyjnej i cesarstwa napoleońskiego. Jednak te próby, stale ponawiane w zmienionych formach, spowodowały pojawienie się w marynarce niektórych stanowisk i rang z armii lądowej, tj. piechoty i artylerii. Byli więc komisarze artylerii, chorążowie bombardierów, chorążowie piechoty, majorzy, kapitanowie piechoty, kapitanowie artylerii. Stopnie w zasadzie odpowiadały tym z armii, ale czasami odpowiednie stanowiska powierzano "normalnym" oficerom marynarki, którzy nie tracili przez to swoich rang w pionie morskim. Chociaż piechota marynarki francuskiej stanowiła twór mocno niepodobny do dużo bardziej znanej anglosaskiej piechoty morskiej, cechy wspólne między nimi też istniały.
Gardemaryni mieli własną strukturę, a w niej także odrębnych chorążych. Jednak nazewnictwo, hierarchia i zmiany w tej grupie były na tyle specyficzne, że trzeba je omówić całościowo, bez mieszania z innymi oficerami.
Chorążowie galiotów szybko zniknęli, podobnie jak osobna ranga dowódców tych szczególnych jednostek.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Czw 7:34, 09 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
GARDEMARYNI
Grupa ta stwarzała w marynarce francuskiej duże problemy formalne i realne, a dzisiaj jest w wielu przypadkach kłopotliwa do tłumaczenia. Ja do ich opisywania skopiowałem sobie dość wygodny w użytku rusycyzm. Chociaż trudno go znaleźć w słownikach Kopalińskiego, Kaliny, Ortograficznym, Poprawnej Polszczyzny, Języka Polskiego czy Wielkiej Encyklopedii Powszechnej, to jednak gardemaryn występuje w tekstach polskich od bardzo dawna. Stało się tak, ponieważ w XIX w. i na początku XX w. nie brakowało Polaków z zaboru rosyjskiego, którzy zostawali oficerami w marynarce carskiej, przechodząc szkolenie w Korpusie Morskim, a uczniów tego korpusu nazywano właśnie gardemarynami. Na dodatek jest to całkowicie słuszne merytorycznie, gdyż rosyjski "gardiemarin" to kalka francuskiego "garde-marine", a o niego właśnie chodzi. Nie da się jednak ukryć, że po francusku oznacza dosłownie gwardzistę marynarki. Ponieważ z perspektywy wieków gwardzista kojarzy się nam raczej z rosłym, krzepkim i doświadczonym wojakiem w niedźwiedziej czapie, wysokim mężczyzną w paradnym mundurze czy, bardziej współcześnie, żołnierzem elitarnych związków taktycznych, a nie pryszczatym młodzianem z przełomu dzieciństwa i nastoletniości, o zerowym doświadczeniu, jakimi byli owi francuscy "gwardziści marynarki", to jednoznacznie szkolny gardemaryn jest wygodniejszy w użyciu. Lecz niekiedy nie odpowiada dobrze sytuacji, co zobaczymy dalej. Gardemaryni francuscy są na ogół przedstawiani (np. w polskiej Wikipedii) jako grupa o stałych cechach w czasie całego ancien régime'u. Chociaż ten obraz jest bardzo dobry dla czasu rozkwitu formacji, to jednak pomija sporo ważnych detali i zmian. Przede wszystkim dotyczą one bazy społecznej kadetów - dominowała szlachta i arystokracja, lecz ta dominacja różnie się przedstawiała w rozmaitych okresach. Modyfikowano także organizację i szkolenie. No i nieprawdą jest że "wszyscy oficerowie marynarki wywodzili się z kompanii gardemarynów", chociaż faktycznie stanowiły one ich główne źródło [W XVII w. nagminnie oficerowie z plecami lub zasługami mogli sobie przechodzić z armii do floty (i odwrotnie) bez oglądania koszar gardemarynów; w XVIII w. było to już rzadsze, ale nadal się zdarzało nawet na bardzo wysokich szczeblach; między 1761 a 1767 (za rządów Choiseula) zjednoczono korpus artylerii lądowej z korpusem artylerii marynarki i oficerowie artylerii lądowej dostali patenty oficerów marynarki]. Znany powszechniej obraz przedstawia sytuację z XVIII w., ugruntowaną zarządzeniami z września 1764 r. i marca 1775 r., jednak instytucja gwardzistów marynarki była dużo starsza, wywodziła się z okresu panowania Ludwika XIII i bynajmniej nie od razu przyjęła dojrzały kształt.
W czasach poprzedzających rządy absolutne kardynała Richelieu, w marynarce francuskiej panował zdrowy system szkolenia, zachowany przez floty wielu innych państw do końca epoki żagla. Kandydaci na przyszłych oficerów, pochodzący z różnych warstw społecznych, ale przede wszystkim ze środowisk permanentnie związanych z morzem, często synowie poprzednich kapitanów i oficerów, od najmłodszych lat zdobywali doświadczenie na okrętach, uzupełniane w rozmaitych szkołach nawigacji, kartografii, pilotażu itp. Dało to wspaniałych dowódców, jak admirałowie Duquesne i inni. W takim kraju jak Francja system ten nie pozwalał jednak na podporządkowanie wszystkich jednemu ośrodkowi centralnemu i groził (w okresie Frondy ta groźba się ziściła) anarchizowaniem. Richelieu chciał stworzyć przyszłe kadry wyłącznie ze szlachty, na bazie bezwzględnego posłuszeństwa jego osobie. Powołał więc w 1626 r. małą grupkę łuczników (sic!), ochrzczonych gwardzistami kardynała (nie należy ich mylić z tak nazywanymi bohaterami powieści czy filmów o d'Artagnanie, choć zachowywali się niemal identycznie). W teorii miało ich być zaledwie 60, w praktyce było jeszcze mniej. Formalnie przeznaczeni do ochrony jego kardynalskiego majestatu (stąd nazwa gwardii), w rzeczywistości mieli być szkoleni na oficerów marynarki wojennej i jakieś tam nauki w tym kierunku czasem lizali. Ponieważ w październiku 1626 r. Richelieu mianował się Wielkim Mistrzem oraz Generalnym Nadintendentem Żeglugi, z grubsza od 1627 r. do 1669 r. jego gwardzistów "morskich" nazywano Gwardią Wielkiego Mistrza Żeglugi. Zarządzeniem ministra Colberta z 24.12.1669 formację gruntownie zreformowano i odtąd nosiła nazwę Gwardii Marynarki. Jednak jej nowym bezpośrednim zadaniem stało się pełnienie straży przy Admirale Francji (urząd właśnie wtedy wskrzeszono), którym został wybitny wojownik i marynarz, już 2-letni hrabia Louis de Vermandois, więc jego gwardzistów powszechnie nazywano "Le Vermandois". Dzielili się na dwie kompanie, skoszarowane w Tulonie i La Rochelle. Teraz ich liczby z kilkudziesięciu urosły do setek, w XVIII w. nawet do tysięcy. Ponieważ nie zaplanowano dla nich ścisłego programu szkolenia, uczyli się bardzo niewiele, a za to zasłynęli z takiego warcholstwa i niesubordynacji, że Ludwik XIV rozwiązał ich kompanie 18.12.1671. Lecz tego samego dnia powołano kolejnych gardemarynów. Pomysły szkoleniowe ulegały modyfikacji i 18.11.1683 powstały trzy niezależne kompanie gwardii marynarki, rozlokowane w Breście (po raz pierwszy), Rochefort (po raz pierwszy) i Tulonie. Do rozwiązania wszystkich 16.03.1686 istnieli więc równolegle gardemaryni z systemu 1671-1686 i gardemaryni z systemu 1683-1686. Ci pierwsi nosili nazwę "starych gardemarynów" (Ancien garde-marine), a ci drudzy - "nowych gardemarynów" (Nouveau garde-marine), bez względu na indywidualny wiek osobnika czy jego staż w marynarce. Jean-Michel Roche rozróżnia te przynależności przy opowiadaniu o francuskich oficerach z lat 1661-1689, ale ja przywołując ich losy darowuję sobie to rozdzielanie. W marcu 1686 r. Ludwik XIV rozwiązał jednych i drugich, lecz tylko po to, by ujednolicić całą strukturę, która w trzech kompaniach przetrwała następne 100 lat, do 1786 r. Nie znaczy to jednak, by zmiany się skończyły. Formalizowano, rozbudowywano i modyfikowano system edukacji, stażu, powoływania nowych gardemarynów. Charakterystyczne było zaciskanie pętli mającej uniemożliwić przedarcie się do tego bastionu feudalizmu bezczelnych inteligentów nie należących do szlachty, dzięki czemu francuscy oficerowie z reguły lepiej znali fechtunek, języki, matematykę, szkutnictwo i tańce niż ich brytyjscy przeciwnicy, mieli też lepsze maniery, ale kiepsko kierowali okrętami. W szczytowym okresie rozrostu formalności, przed dostąpieniem zaszczytu bycia gwardzistą marynarki (garde de la marine) trzeba było najpierw zostać aspirantem na gwardzistę (aspirant garde), potem przejść wstępny instruktaż i zdać egzamin. Według Jeana Boudriota, aby zostać aspirantem na gardemaryna należało pochodzić ze stanu szlacheckiego i udowodnić szlachectwo ze strony ojca od czterech pokoleń (!). Dokumenty obejmowały: wyciąg z aktu chrztu, świadectwo ślubu ojca, dziadka i pradziadka, dowodzące pochodzenia i przynależności do szlachty. Dokumenty te podpierano rozmaitymi aktami cywilnymi, a wszystko było sprawdzane przez genealogów i historiografów Zakonu Króla, którzy wystawiali certyfikat pod kontrasygnaturą ministra. Wybór aspirantów na gwardzistów należał teoretycznie do króla (w praktyce do kochanek, królowych i faworytów), żaden nie mógł dostać pokwitowania nie będąc szlachcicem (jak inne reguły i ta miewała liczne wyjątki - wszak w każdym systemie wśród równych są "równiejsi"), a także nie osiągnął stosownego wieku – minimum 14 lat i nie powyżej 18 lat. Wymagano znajomości dodawania, odejmowania, mnożenia i dzielenia oraz braku jakichkolwiek deformacji fizycznych. Rodzina musiała wspierać aspiranta pensją 600 liwrów.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Pią 6:24, 10 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
Korpus galer, rekrutowany spośród "jeszcze lepszej" szlachty, pozazdrościł marynarce żaglowej tego systemu przygotowywania do służby młodzieńców z najstarszych rodów, więc już w 1665 r. powstała w Marsylii formacja Garde de l'Étendard réal des galères, czyli "gwardziści sztandaru galer" (sztandaru, a nie flagi lub bandery, ponieważ tradycja galer wiązała się mocno z walkami na lądzie). W przeciwieństwie jednak do korpusu żaglowców ci gardemaryni nie byli głównym źródłem kadry oficerskiej na galerach. Trafiali tam bowiem szerokim strumieniem Kawalerowie Maltańscy (aczkolwiek ich wzajemne stosunki z Ludwikiem XIV przechodziły ostre fluktuacje), a ponadto pokaźny dopływ zapewniała armia.
Kiedy zmarł Ludwik XIV, rządzący w imieniu jego małoletniego wnuka regent postanowił dodać trochę splendoru swojej najbliższej rodzinie i stworzył w listopadzie 1716 r. specjalną grupę gardemarynów. Teoretycznie miała nawiązać do dawnych "Les Vermandois" czyli stanowić straż przyboczną Admirała Francji zarówno na lądzie jak i na morzu [Admirałem Francji był wówczas Louis Alexander de Bourbon, hrabia Tuluzy]. W rzeczywistości chodziło jednak o wyodrębnienie z rzeszy zwykłych gardemarynów elitarnej grupy. Ta elitarność nie polegała oczywiście na wskazaniu osób o szczególnych zaletach umysłu lub cnotach, tylko tych pochodzących z kręgów najwyższej arystokracji (by nie musieli się pospolitować ze zwykłą szlachtą), najsilniej protegowanych i o najlepszej prezencji (niczym nasi żołnierze kompanii honorowej, z tego samego z grubsza powodu). Nazwano ich Gwardzistami Flagi Admiralskiej (Gardes du Pavillon Amiral), a chociaż stanowili "wyższą klasę" gardemarynów i z ich szeregów byli rekrutowani, to w nazwie nie mieli w ogóle marynarki, więc tłumaczenie w tekście polskim na "gardemarynów" jest ułomne; z kolei pozostanie przy samych "gwardzistach" sugeruje zupełnie inną formację niż składającą się z zarozumiałych nastolatków. Gwardziści Flagi Admiralskiej byli lepiej umundurowani i lepiej uposażeni od innych. Utworzono tylko jedną ich kompanię, ale podzielono na dwie grupy - jedną stacjonującą w Tulonie, a drugą w Breście. Regent oddał ten "kwiat młodzieży francuskiej" pod komendę swojego syna, kawalera de Luynes.
I tu dochodzimy do kolejnej szczególnej cechy gardemarynów. Mieli praktyki na okrętach, także tych uczestniczących w bitwach, lecz bardzo wiele czasu spędzali w koszarach, gdzie pobierali nauki. Po kilku latach szkolenia teoretycznego i odpowiednim (minimum 2,5-letnim) opływaniu mieli szansę - prawie pewność - otrzymania najniższego stopnia oficerskiego, którym dla szlachty był "chorąży okrętu/liniowca". Podczas pobytów na lądzie musieli być zorganizowani, dowodzeni i pilnowani przez zawodowych oficerów. Strukturę ściśle uregulowano. Każda kompania miała dowódcę (którym był "kapitan liniowca", czyli nasz komandor), pierwszego porucznika (w tej roli "porucznik liniowca") i jednego drugiego porucznika - w kompaniach "zwykłych" gardemarynów - lub dwóch drugich poruczników - w kompanii gwardzistów flagi admiralskiej. Stanowiska drugich poruczników też zajmowali "porucznicy liniowca". Każda kompania dzieliła się na dwie brygady z następującą kadrą: szef brygady (również "porucznik liniowca"), dwóch brygadierów (funkcje pełnili "chorążowie liniowca"), dwóch podbrygadierów ("chorążowie liniowca"). Do tego dochodzili aspiranci na gardemarynów, dobosze, trębacze. Jeśli zatem czytamy w życiorysie jakiegoś francuskiego porucznika, że został szefem brygady albo porucznikiem gardemarynów, to ani nie oznaczało to degradacji w "normalnej" hierarchii stopni okrętowych, ani awansu; po prostu zajmował różne stanowiska służbowe, wciąż pozostając "porucznikiem liniowca". Formację gardemarynów rozwiązano w 1786 r. w ramach reformy, której bezpośrednie ustalenia przetrwały krótko, ale była ogólnie bardzo ważna, więc powody omówię później przy bardziej całościowym wspomnieniu o tej próbie sanacji ze strony ministra Castriesa.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Sob 6:45, 11 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
WOJSKA MARYNARKI
Pełna historia wojsk marynarki francuskiej - mocno niepodobnych do szeroko znanej brytyjskiej piechoty morskiej - jest zbyt złożona, by omawiać ją w artykule dotyczącym stopni oficerów okrętowych. Formacja nie może być jednak całkiem zignorowana z uwagi na wzajemne powiązania z siłami morskimi i przepływy kadry oraz zmieniające się pozycje i odniesienia rang. Tutaj zatem dam telegraficzny skrót.
W 1622 r. na polecenie kardynała Richelieu powołano sto „zwykłych kompanii morskich” – compagnies ordinaires de la mer. Były to oddziały przeznaczone do walki na okrętach królewskich w czasie bitew morskich. Szczególnie myślano o obsłudze artylerii okrętowej oraz uczestniczeniu w walkach abordażowych. Zniknęły błyskawicznie na skutek dezercji, utonięć, braku pieniędzy i zainteresowania. Dla nas są tu niezbyt istotne, gdyż ich kadra nie miała związku z oficerami morskimi. W 1626 Richelieu powołał na miejsce tych kompanii Regiment Marynarki (régiment de la Marine), którego był właścicielem (takie sobie cudactwo z armii lądowych, wywodzące się z epoki kondotierów i długo kultywowane) oraz honorowym dowódcą. Regiment reformowano i przemianowywano (Regiment Księcia Kardynała, Regiment Kardynała Richelieu, znów Regiment Marynarki), ale w końcu i tak został wchłonięty przez armię (ostatecznie w 1640 r.), a ze związku z flotą została mu (do 1791 r., kiedy nawet te pozory odrzucono) wyłącznie nazwa. Następnie Richelieu, Ludwik XIII, Mazarin, Ludwik XIV tworzyli dalsze regimenty o podobnym charakterze; ponieważ do ich zadań należała przede wszystkim ochrona ważnych portów i baz, utrzymanie i rozszerzanie francuskich posiadłości na Antylach oraz w Nowej Francji, były regimentami o strukturze, uzbrojeniu i szkoleniu charakterystycznym dla armii, a na okrętach pojawiały się prawie wyłącznie podczas przewozów. Mimo ładnych nazw (Okrętów, Królewski Okrętów, Galer, Jednostek Wojennych, Admiralski itp.) walczyły z reguły na lądzie i jeszcze przed końcem XVII w. zostały wessane do armii także oficjalnie. Dotyczyło to nawet Regimentu Marynarki Królewskiej (Royal-Marine albo Royal-la-Marine), którego francuska nazwa prowokuje do błędnego zrównywania w języku polskim z angielskimi i brytyjskimi marines (piechotą morską). Z uwagi na sposób i tereny wojowania ich oficerowie pochodzili z armii (w regimencie marynarki królewskiej i regimencie admiralskim - z korpusu muszkieterów), więc tu nas nie obchodzą. Od 1673 r., aby uniknąć każdorazowego zaboru wyszkolonych ludzi przez siły lądowe, marynarka do służby na konkretnych okrętach powoływała tylko osobne i tymczasowe kompanie "żołnierzy strażników", ale system ten był niewygodny i niewydolny. Dekret królewski z 29.12.1684 ustanawiał więc nowy korpus żołnierzy kolonialnych, utworzony z sześciu "kompanii marynarki" (compagne de la marine). Wreszcie zagwarantowano sobie pozostawienie poza łapskami ministra wojny, ale wymagało to też zmiany struktury kadry. Po raz pierwszy oficerami w tych wojskach zostali kapitanowie, porucznicy i chorążowie marynarki. Pojawił się więc nowy pion dla służby oficerów floty - poza "normalnym" na okrętach, poza administracyjnym, poza związanym z obsługą portów, poza udziałem w szkoleniu gardemarynów, teraz mogli mieć jeszcze osobne stopnie i funkcje w "kompaniach marynarki". Wkrótce (1689 r.) powstały też w ramach wojsk marynarki (troupes de la marine) kompanie praktykantów-kanonierów oraz bombardierów (w 1692 r. połączone w korpus artylerii marynarki), dzięki czemu niektórzy oficerowie floty zyskiwali rangi i stanowiska "artyleryjskie" (porucznik artylerii marynarki, komisarz artylerii marynarki, porucznik bombardierów, kapitan artylerii, podporucznik artylerii, pomocniczy oficer artylerii). Oficerowie artylerii marynarki, od komisarza do oficera pomocniczego, należeli do niższej kategorii oficerów okrętowych, razem z porucznikami fregaty, kapitanami brandera, kapitanami fluity. Teoretycznie tę nierówność zniesiono w 1741 r., ale nie przyniosło to dobrych skutków, ponieważ postępujący za tym brak specjalizacji dał rzekomo oficerów nie znających się na prawidłowym strzelaniu. Pod koniec wojny siedmioletniej bardzo narzekano na poziom francuskiej artylerii okrętowej.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Nie 7:03, 12 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
CD.
Rozporządzenie królewskie z 16.12.1690 powoływało osiemdziesiąt „wolnych/luźnych kompanii marynarki” (compagnies franches de la marine), które miały służyć zarówno na lądzie (przy ochronie portów i arsenałów, m.in. w obsłudze artylerii fortecznej) jak na morzu ("prawdziwa" piechota morska). Nazwa „wolnych/luźnych kompanii” nie miała nic wspólnego z wolnością osobistą czy społeczną, lecz pochodziła od cechy organizacyjnej. W przeciwieństwie do zwykłych kompanii - wchodzących w skład regimentu, którym zarządzał jego właściciel, dowódca pułku czyli pułkownik, zatem oficer armii lądowej podległy ministrowi wojny – te kompanie nie należały do żadnego regimentu (stąd właśnie "wolne", luźne), zaś sprawujący nad nimi komendę kapitanowie nie byli ich właścicielami, a jedynie oficerami okrętowymi chwilowo postawionymi na ich czele. Awanse leżały w gestii sekretariatu Stanu d/s Marynarki. Już w 1689 r. Raymondis, major marynarki w Tulonie, został promowany do stopnia majora generalnego armii marynarki wojennej (major-général des armées navales) z zadaniem nadzorowania instruktażu "wolnych kompanii". Po jego śmierci stanowisko podzielono między trzech inspektorów wojsk marynarki. Instrukcja ministerialna z 3.01.1693 nadawała tym trzem ludziom rangę komandora ("kapitana liniowca") i precyzowała ich zadania. Formacja „wolnych kompanii marynarki” przetrwała do 1761 r. W tak długim okresie przeszła oczywiście wiele zmian, m.in. tworzono w jej ramach rozmaite bataliony (d'Oléron, Admirała, Wiceadmirała, Rochefort itd.). Ponieważ w dwudziestoleciu 1713-1733 Francja nie toczyła poważniejszych wojen, a stale borykała się z rewoltami w koloniach (1717 Martynika; 1722 Marie Galante; 1722-1723 San Domingo; 1726 Gwadelupa) wiele "wolnych kompanii" wylądowało ma Wyspach Podwietrznych; trafiły też do Luizjany, Gujany, Kanady, Indii Wschodnich. Specjalizowały się w wyrzynaniu Indian i Murzynów. Żołnierze tych kompanii tworzyli również poważną część załóg okrętowych, szczególnie istotną około połowy XVIII w. Jednak wojna siedmioletnia, ze straszliwymi klęskami, jakie Francja poniosła na morzu i na lądzie (w koloniach), połączonymi z utratą całej Kanady i prawie całych Indii Wschodnich, spowodowała praktyczne wyniszczenie Wolnych Kompanii Marynarki. Resztki ludzi z tych oddziałów włączono do armii na rozkaz ministra Choiseula, który w 1761 r. skoncentrował w swoich rękach sekretariat Stanu ds. Wojny i Marynarki, dzięki czemu mógł nie tylko perorować o rzekomej nieefektywności poprzedniego systemu, ale i dowolnie kierować potrzebnych żołnierzy z wojsk lądowych na okręty. W latach 1762-1769 francuska marynarka wojenna nie dysponowała żadną własną formacją piechoty morskiej (a okrętowych artylerzystów i oficerów artylerii marynarki do 1764 r. zastępowali kanonierzy i oficerowie artylerii lądowej, nie podlegający rozkazom oficerów okrętowych), zaś odejście Choiseula z departamentu marynarki (10.04.1766) pozbawiło flotę dostępu do żołnierzy armii. Tę fatalną sytuację przerwało uformowanie 24.09.1769 (ze zmianami wprowadzanymi jeszcze w 1772 r.) – Królewskiego Korpusu Artylerii i Piechoty Marynarki czy ostatecznie Królewskiego Korpusu Marynarki (corps royal de la Marine).
Korpus objął trzy mieszane (artyleria i piechota) brygady składające się z różnych kompanii [zwracam uwagę na taką sobie ciekawostkę - w formacji gardemarynów kompanie dzieliły się na brygady; w nowych wojskach marynarki brygady dzieliły się na kompanie]. Dowódca kompanii miał (w głównym pionie służbowym) stopień "porucznika liniowca", a wspomagało go dwóch chorążych. W tym okresie ciekawe też były specjalne, nowe odziały wojsk lądowych podlegające ministrowi marynarki i przeznaczone do służby w koloniach, jednak ich oficerowie nie mieszali się z oficerami floty (mimo niektórych nazw sugerujących co innego, jak np. "cudzoziemscy ochotnicy marynarki"), więc tu zostaną zignorowane.
Ponieważ wiele zarządzeń wykonawczych dotyczących Królewskiego Korpusu Marynarki wywołało gwałtowny sprzeciw oficerów floty, już w grudniu 1774 zastąpiono go Królewskim Korpusem Piechoty Marynarki (corps royal d'infanterie de Marine). Istotne zmiany polegały na czym innym, ale teraz dwóch komandorów ("kapitanów liniowca") miało otrzymywać rangi – jeden naczelnego dowódcy artylerii (commandant en chef de l’artillerie), drugi – drugiego dowódcy (commandant en second); ponadto dochodziło 4 poruczników marynarki („poruczników liniowca”) i czterech chorążych. Rozporządzenie zatwierdzało również istnienie kompanii praktykantów-kanonierów uformowanych na podstawie rozkazu z 5.11.1766. Oddano je pod komendę dowódców artylerii portu i każdą z nich pod bezpośrednie rozkazy dwóch "poruczników liniowców" i dwóch chorążych. Formalnie na 74-działowcu francuskim z 1780 r. służył teraz jeden kapitan, dwóch poruczników oraz 118 podoficerów i żołnierzy z Królewskiego Korpusu Piechoty Marynarki. W lutym 1782 r. z nazwy korpusu znów zniknęło słowo „piechota”.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6371
Przeczytał: 1 temat
|
Wysłany: Pon 6:20, 13 Kwi 2020 Temat postu: |
|
|
W październiku 1784 r. sformowano Królewski Korpus Artylerii Kolonii (corps royal d’artillerie des colonies), całkowicie podlegający sekretariatowi stanu d/s Marynarki. W styczniu 1786 r. - po utworzeniu nowego Królewskiego Korpusu Artylerzystów-Majtków (Corps Royal des canonniers-matelots) w miejsce zniesionych osobnych kompanii piechoty morskiej i kompanii bombardierów - oddano oficerom wspomnianego korpusu artylerii kolonii część dotychczasowych stanowisk dzierżonych przez oficerów floty. Tylko młodszych oficerów dostarczyli nowo wymyśleni podporucznicy marynarki. Łatwo w tej sytuacji zgadnąć, że i ta zmiana spotkała się z wrogością ze strony części oficerów okrętowych, uważających oficerów artylerii za ignorantów w dziedzinie uzbrojenia okrętów i używanej we flocie terminologii.
Królewski korpus artylerzystów-majtków rozwiązano 14.06.1792. Tego samego dnia utworzono cztery regimenty piechoty morskiej (piechoty marynarki) i dwa regimenty artylerzystów marynarki (artylerzystów piechoty marynarki) w Breście i Tulonie, co oznaczało chwilowy koniec eksperymentu z „żołnierzami-majtkami”. Powstał w ten sposób nowy Korpus Piechoty i Artylerii Marynarki. Rozwiązano go jednak na mocy dekretu z 28.01.1794, a ludzi wcielono do batalionów Ochotników Narodowych. Wywołało to chaos. Osoby szkolone do walk na okrętach mogły walczyć w głębi lądu, a kompletne szczury lądowe stały się nagle odpowiedzialne za obsługę armat okrętowych, nigdy dotąd żadnej nawet nie widząc - wszystko w imię szlachetnej idei równości. Dekret z 25.10.1795 stanowił przyznanie się rządu do pomyłki – uformowano korpus Artylerii Marynarki złożony z siedmiu pół-brygad, każda licząca 3 bataliony po 9 kompanii. Po reformie z 1795 r. nie było już piechoty morskiej, a wyłącznie artyleria morska.
Okres napoleoński odznaczał się wielką elastycznością w formowaniu zupełnie nowych związków (jak np. Légion Nautique powstały w Egipcie po klęsce pod Abukirem w 1798 r., czy Batalion Majtków Gwardii z 1803 r. albo Ekipaż Majtków Gwardii Cesarskiej z 1809 r.) i maksymalnym naciskiem na przerabianie wszystkiego co okrętowe w mięso armatnie do użyźniania pół bitew lądowych, zgodnie z ogólną koncepcją strategiczną Pierwszego Konsula i Cesarza. Niezależnie od nazw, struktura tych formacji pozostawała całkowicie armijna, a po wytraceniu swoich wojsk w śniegach Rosji, Napoleon ostatecznie przeniósł Artylerię Marynarki spod kompetencji Ministra Marynarki do Ministerstwa Wojny. Chociaż więc indywidualni oficerowie marynarki wojennej pojawiali się dość często w szeregach tych pseudo-okrętowych oddziałów, nie miało to bezpośredniego wpływu na ich rangi morskie (ale za zasługi na lądzie młodsi z nich czasem nadal awansowali w pionie okrętowym). Ostatecznie Majtki Cesarza zniknęły wraz z nim.
CDN.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|