Forum www.timberships.fora.pl Strona Główna www.timberships.fora.pl
Forum autorskie plus dyskusyjne na temat konstrukcji, wyposażenia oraz historii statków i okrętów drewnianych
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ładowanie dział okrętowych (w pierwszych dekadach XVII w.)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.timberships.fora.pl Strona Główna -> Okręty wiosłowe, żaglowe i parowo-żaglowe / Artykuły tematyczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Waldemar Gurgul




Dołączył: 13 Lis 2019
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdynia

PostWysłany: Pon 14:12, 16 Maj 2022    Temat postu: Ładowanie dział okrętowych (w pierwszych dekadach XVII w.)

.

Kwestia ładowania dział we wczesnonowożytnych flotach (czyli relewantna również dla polskiej floty z pierwszych dekad XVII wieku), była już właściwie poruszana jakiś czas temu w dyskusjach forumowych. W skrócie, chodziło o rozstrzygnięcie, czy działa na okrętach w tej epoce mogły być rutynowo ładowane przez ich obsługę z zewnątrz (czyli przez osoby, które musiały w tym celu wyjść za burtę jednostki). Użyto wielu argumentów za i przeciw, jednak prawdopodobnie z uwagi na dość ograniczony dostęp w kraju do obcojęzycznych materiałów i opracowań w tej tematyce, nie przywołano wtedy nadspodziewanie wielu przekazów z epoki (a także ich dzisiejszych interpretacji), opisujących stosowane wówczas praktyki. Sam również zdecydowałem się nie poruszać tego akurat wątku na zorganizowanej ostatnio przez Muzeum Gdańska konferencji „Twierdza Wisłoujście” w swoim i tak już obszernym referacie o uzbrojeniu artyleryjskim okrętów Zygmunta III.

Spośród tych przekazów wybrałem jeden, według zasady per analogiam, bo odnoszący się do bliskiej nam geograficznie floty bałtyckiej (duńskiej) z tego właśnie okresu. Prócz tego, relacja ta, jak chyba żadna inna, niezwykle sugestywnie wprowadza w klimat, zwyczaje, realia, a nawet dramaturgię służby na okrętach. W zasadzie będzie to obszerny cytat/tłumaczenie krótkiego opracowania duńskiego oficera i historyka P. Holcka – Outboard Loading, zamieszczonego w periodyku The Mariner’s Mirror w 1931 roku. To dość przekonujący materiał (szczególnie wespół z innymi przekazami); niemniej, dla ostrożności, należy mimo wszystko odbierać go raczej przyczynkowo, aniżeli w sposób ostatecznie rozstrzygający.

* * *

„[…] W 1622 roku duńska fregata Christianshavn, w czasie rejsu do niedawno pozyskanej kolonii Tranquebar w Indiach Wschodnich, natknęła się w okolicach Cieśniny Gibraltarskiej na jednostkę wyglądającą na okręt wojenny, jak się [później] okazało, zmierzającą z Brazylii do Amsterdamu. Dania utrzymywała wówczas pokój ze wszystkimi [krajami], jednak z uwagi na niebezpieczeństwo zaskoczenia przez berberyjskiego korsarza, fregata została przygotowana do akcji bojowej.

Słowami samego kanoniera [Jona Olafssona, artylerzysty z Islandii w służbie duńskiej]: «Zidentyfikowaliśmy się jako okręt duński, poprzez wystrzały z trzech dział, z których ja byłem odpowiedzialny za dwa, umieszczone bardziej z przodu na sterburcie. Ze względu na wiatr od Atlantyku oraz fale od północnego wschodu, załadowanie dział z zewnątrz okrętu okazało się bardzo trudne i tylko nieliczni mieli odwagę, aby się tego podjąć. Lecz aby załoga obcej jednostki nie dostrzegła tego [strachu], konstabl oznajmił, bym [wyszedł i] załadował swoje działa z zewnątrz, ponieważ właśnie działa na sterburcie były po stronie obcej jednostki. W międzyczasie [nasza] fregata wyostrzyła do wiatru. Kiedy załadowałem już pierwsze działo i znajdowałem się za burtą na drugim, silne fale uderzyły w bakburtę trzy razy, przechylając okręt tak, że zanurzyły się wszystkie działa na sterburcie łącznie ze mną na moim dziale. Nałykałem się sporo wody i niemal zostałem zniesiony [przez wodę], lecz łaska Boga pozwoliła mi utrzymać się działa, więc ucierpiałem tylko przez zmoczenie, choć konstabl pomyślał, że już po mnie. Bardzo mnie za to chwalono, ale przede wszystkim Boga».

Dwa lata później, w 1624 roku, ten sam kanonier służył na okręcie Perlen, zbudowanym z drewna iglastego w Holandii w 1620 r. (dług. 165, szer. 38 stóp amsterdamskich). Był to 60-działowy dwupokładowiec, lecz w rejsie do Indii Wschodnich miał tylko 32 działa na pokładzie artyleryjskim, z czego dwie 24-funtowe kolubryny, a pozostałe to stare działa żeliwne. Pewnego dnia okręt odpowiedział na salut [artyleryjski] z fortu w pobliżu Tranquebar osiemnastoma wystrzałami i Olafsson przystąpił do załadowania jednego z dział, które właśnie wystrzeliło. Nie zauważył, że w niewielkiej, zdradzieckiej jamie [we wnętrzu lufy] ciągle znajdowały się tlące szczątki płóciennego worka na ładunek prochowy, pomimo tego, że zgodnie z regulaminem trzykrotnie wyczyścił lufę wyciorem. Kiedy już włożył kolejny ładunek i przybijał go drewnianym stemplem, nastąpiła eksplozja prochu i kanoniera odrzuciło na 60 sążni (sic!) w morze. Został wyłowiony przez łódź, lecz stracił kilka palców, doznał rozległych poparzeń, a oprócz tego został poraniony licznymi odłamkami drewna, co okaleczyło go na całą resztę życia.

Duński król Krystian IV żywo interesował się najmniejszymi nawet detalami związanymi z flotą i szkoleniem. Spośród wielu rozkazów wydanych przez niego osobiście, zachowała się następująca instrukcja działoczynów z 1 stycznia 1629 roku:

«Artylerzyści, w obecnej liczbie, zostaną podzieleni na trzy grupy i będą szkoleni przez księcia Fryderyka, księcia Ulryka (królewscy synowie) oraz Pedera Falcka w następujący sposób:
1) będą uczeni, na okręcie znajdującym się przy Arsenale, w czyszczeniu luf wyciorem i ładowaniu dział,
2) w zmianie elewacji luf, w zależności od tego, czy okręt jest wyprostowany czy przechylony,
3) we wtaczaniu dział [do wnętrza] i zabezpieczaniu ich, tak jak należy to czynić na morzu,
4) w zamykaniu furt i zabezpieczania ich przed wdarciem się wody,
5) w czyszczeniu i ładowaniu dział za pomocą wyciora i stempla z uchwytem [wykonanym] z liny, służącym do tego celu,
6) w wyjmowaniu kuli i prochu z działa».

Rozkaz ten jest interesujący, ponieważ nie zawiera instrukcji dla kanonierów do wytaczania dział, które musiały być z pewnością [ciasno] wiązane do burty przed akcją. Duńskie zestawienia z tego okresu nigdy nie wspominają o dedykowanych [pełnych] obsadach artyleryjskich. Mniej więcej do 1625 roku wyznaczano jednego kanoniera wraz z pomocnikiem na dwa działa, tak by zapewnić obsługę do dział z jednej burty. Później przydzielano te dwie osoby do każdego działa. Kolejne zwiększenie obsad nastąpiło około 1640 roku, a ładowanie dział wewnątrz okrętu zostało po raz pierwszy opisane w Instrukcji dla Kapitanów z 10 czerwca 1645 roku. W instrukcji tej poleca się dowódcom mieć baczenie na to, by „działa [lufy] były dobrze ustawione i umieszczone wystarczająco wysoko w ambrazurach, tak by mogły być podnoszone i opuszczane oraz celowane [w poziomie] do przodu i do tyłu, a także – właściwie wyposażone w lekkie talie – by mogły być szybko wtaczane i wytaczane, ładowane i rychtowane, tak jak należy to robić» […]”.


Pzdr.


Ostatnio zmieniony przez Waldemar Gurgul dnia Wto 10:39, 17 Maj 2022, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Waldemar Gurgul




Dołączył: 13 Lis 2019
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdynia

PostWysłany: Śro 10:25, 18 Maj 2022    Temat postu:

.

Poniżej jeszcze, jako materiał ilustracyjny, fragment obrazu Cornelisza Wieringena z ok. 1622 r. – Bitwa pod Gibraltarem, z wykadrowanym dodatkowo kanonierem ładującym działo burtowe w kontekście bitewnym. Artysta podkreślił w ten sposób męstwo holenderskich załóg, bo jak wynika z innych relacji pisanych, za podejmowanie takich brawurowych prób – w zasięgu ognia z broni ręcznej – przychodziło kanonierom nierzadko płacić najwyższą cenę.


[link widoczny dla zalogowanych]


Pzdr.


Ostatnio zmieniony przez Waldemar Gurgul dnia Śro 10:34, 18 Maj 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
de Villars




Dołączył: 27 Lip 2010
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 14:23, 07 Cze 2022    Temat postu:

Dość szokujące to jest i jakoś trudno mi sobie wyobrazić by było powszechną praktyką w czasie staczania bitew.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Waldemar Gurgul




Dołączył: 13 Lis 2019
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdynia

PostWysłany: Śro 7:12, 08 Cze 2022    Temat postu:

.

Confused

Nieoceniona reakcja. Co należałoby zatem napisać, aby nie wywoływać dyskomfortu u co bardziej sceptycznych czytelników? Taka tylko pociecha, że przynajmniej zrezygnowałem między innymi z przytoczenia zachowanej relacji właśnie ze starcia na morzu.

Pzdr.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6372
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 10:53, 08 Cze 2022    Temat postu:

Uhm, spójrzmy zatem, jak to wygląda z punktu widzenia inżyniera, a nie malarzy, tych historyków, którzy nie mają pojęcia o technice, dawnych bajarzy itp. Będę posługiwał się dalej szkicami, jakie wkleiłem do Galerii pod tematem "Ładowanie zewnętrzne".
Pierwsze działa okrętowe miały lawety bez kół, mocowane do pokładów, np. przewiązami linowymi. Póki na dodatek dominowały foglerze, nawet wielkich kalibrów, problem ładowania w ogóle nie istniał. Zaczęło się wtedy, gdy około XVI w. powszechnie używano bardzo długich dział odprzodowych na stosunkowo ciągle małych żaglowcach (na galerach ustawiano je w osi jednostki, więc mogły się cofać ile chciały). Jednak pojawienie się kół przy lawetach jest jednoznacznym sygnałem, że działa mogły się poruszać. Trzeba być strasznym ignorantem technicznym by sądzić, że kółka do lawet dodano dla ozdoby. Druga kwestia, to siła odrzutu - znowu potrzeba do tego pewnego zrozumienia zagadnień z dynamiki i wytrzymałości materiałów, by w pełni pojąć, że cofających się po wystrzale lawet używano nie tylko dla ułatwienia ładowania, ale dla wytracenia sporej części siły odrzutu i rozłożenia nacisku, a przez to ochrony burt przed wyrwaniem. Oczywiście problem ten nie był zbyt istotny przy armatach małego kalibru na silnie zbudowanych jednostkach. I tu znowu kłaniają się koła, specjalnie masywne, małe, toporne i na fatalnych łożyskach ślizgowych, co wszystko zwiększało współczynnik tarcia. Zarówno we wczesnej fazie rozwoju artylerii na żaglowcach, jak schyłkowej, stosowano osadzanie dział na lawetach nieruchomych, ale wtedy nie miały w ogóle kół! Trzecia kwestia to stosowanie furt zamykanych pokrywami. Gdyby lufy armat zawsze z nich wystawały, furt nie dałoby się nigdy zamknąć! To kolejny absurd - działa w takich furtach musiały dawać się cofać, i musiało być na to miejsce.
Przede wszystkim dysponujemy jednak wspaniałymi, oryginalnym okrętami zabytkowymi z XVI w. (Mary Rose) oraz początku XVII w. (Wasa), więc możemy wszystkiego dotknąć i zmierzyć SAMI, by nie polegać na tym, co ktoś napisał, namalował lub - co gorsza - zinterpretował.
Weźmy zatem galeon Wasa i jego furtę na śródokręciu pokładu dolnego. Mamy i działo, więc popatrzmy na rysunek 1, by się zastanowić, jak można je było załadować od zewnątrz. Wyjście kanoniera przez szczeliny między działem a krawędziami furt nie wchodziło w grę - chyba że hodowano specjalny gatunek ludzi-węży do ładowania, ale nawet najdzielniejsi kronikarze ani badacze o nich nie wspominają.
Zostają dwie alternatywy. Pierwsza, to cofnięcie armaty od furty, ale zaniechanie jej ładowania w tej pozycji, by kanonier mógł "wykazać się odwagą". Wyłaził on więc wtedy przez furtę i wczepiał się w coś na burcie - np. w pokrywę furty jak u mnie na rysunku 2, rozkładał nogi i czekał, aż podsuną mu lufę pod zadek.
Druga alternatywa, to wyjście na górny pokład, jak na rysunku 3. Od tej armaty kanonier miał do najbliższej schodni prowadzącej powyżej około 2,5 m, właził na górę, potem przechodził około 12 m do schodni prowadzącej na pokład odkryty, kolejna wspinaczka, następnie przechadzka około 15 m wzdłuż najwyższego pokładu i przejście przez nadburcie. Ale na tym nie koniec, ponieważ trzeba się było opuścić - zapewne na linie - jeszcze około 5 m do furty, jak na rysunku 4. Przy zaangażowaniu wszystkich dział na danej burcie - rzadkim w tej epoce, ale możliwym np. przy otoczeniu przez jednostki nieprzyjaciela, to musiałby być rozkoszny widok, jak na burcie żaglowca Wasa kołysałoby się na linach 15 kanonierów z furt dolnego pokładu. Ciekaw jestem, czy po załadowaniu wracaliby na swoje pozycje wewnątrz okrętu, czy do końca bitwy kołysaliby się na zewnątrz. Dla Mary Rose można rozrysować to samo i problem zarysuje się jeszcze ostrzej.
Czytającym pozostaje samemu wytypować, która z tych dwóch alternatyw jest mniej bzdurna. Ja nie widzę zwycięzcy w tym konkursie absurdów.

Jest jasne, że ładowanie zewnętrzne, chociaż się zdarzało, było bardzo rzadkie, wręcz wyjątkowe, i właśnie dlatego budziło taką fascynację dziejopisarzy i niektórych malarzy. Willem van de Welde pokazuje je na szkicach sugerujących działa najwyżej położone, tuż pod nadburciem; przynajmniej w dwóch przypadkach chodzi o kanonierów stojących na ławach wantowych. Propagator powszechności ładowania zewnętrznego w początkach XVII w., John F. Guilmartin, nieraz zademonstrował swoje braki wykształcenia technicznego (jak choćby w opowieściach o wyższości techniki odlewania metodą turecką), ale nawet on zaznacza, że wśród badaczy brak zgody w tej kwestii.
Długie działa odprzodowe dolnych pokładów małych żaglowców z pewnością nie były normalnie ładowane od zewnątrz. Najdłuższe egzemplarze stały w furtach dziobowych i rufowych, mając na ogół dość miejsca na cofanie. Wiadomo jednak na pewno - właśnie z zabytków - że zdarzały się miejsca, gdzie mocne wycofanie długiej armaty nie wchodziło w grę. Całkiem na górze można było wtedy zaryzykować wyłażenie za burtę. Co do praktyki przy działach dolnych pokładów rzetelni badacze już dawno wskazali rozwiązanie - wystarczyło wycofać lawetę (lub pozwolić jej odskoczyć przy wystrzale) na minimalną odległość i potem po prostu obrócić w miarę równolegle do burty, zyskując dość miejsca na załadunek wewnątrz kadłuba, bez rozbijania zrębnic luków i innych elementów konstrukcji pokładowych. Metoda żmudna, ale na pewno nie bardziej niż pokazana przeze mnie na rysunkach 3 i 4, a znacznie rozsądniejsza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Waldemar Gurgul




Dołączył: 13 Lis 2019
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdynia

PostWysłany: Śro 12:51, 08 Cze 2022    Temat postu:

.

Takie podejście wydaje się całkiem racjonalne, ale tylko przez pryzmat dzisiejszych zasad BHP, współczesnych standardów optymalizacji działań czy intensywnych pojedynków artyleryjskich z nieco późniejszej epoki, z działami strzelającymi raz za razem.

Dla tych jednak, którzy zdecydują się na wyjście z tej strefy komfortu, polecam w szczególności opracowanie – L.G. Carr Laughton, Gunnery, Frigates and the Line of Battle, Mariner’s Mirror 1928, Nr 14/4. Jest ono oparte na różnych przekazach i relacjach z epoki, których osobiście nie ignorowałbym albo dyskredytował tak łatwo.

.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6372
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 14:46, 08 Cze 2022    Temat postu:

Każdy punkt widzenia warto znać i oczywiście te artykuły (zarówno z 1928 jak 1931 r.) powinien przeczytać każdy, kto się zagadnieniem głębiej interesuje.
Ale moja analiza nie miała nic wspólnego z dzisiejszymi zasadami BHP, intensywnymi pojedynkami artyleryjskimi z późniejszej epoki (wtedy w ogóle nie byłoby o czym pisać) ani "strefą komfortu". Chodzi wyłącznie o wiedzę techniczną i znajomość realnie istniejących zabytków.
Nieprzypadkowo obie wspomniane prace (na dodatek ta z 1931 powołuje się na tę z 1928, autorstwa pierwszego entuzjasty ładowania z zewnątrz) napisano przed drugą wojną światową. Od tego czasu zagadnieniem zajmowało się wielu innych badaczy, często o dużo lepszym przygotowaniu zawodowym (niczego nikomu nie ujmując, Carr Laughton pisał o rzeźbach, malowaniu itp., zajmując się głęboko i z oddaniem rozmaitymi aspektami żaglowców, ale i na tych polach wiele jego ustaleń, choć wciąż przepisywanych, najnowsza nauka mocno skorygowała). Warto więc czytać nie tylko przestarzałe artykuły jednej strony sporu, lecz także prace ich krytyków, a na końcu wyrobić sobie własne zdanie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Waldemar Gurgul




Dołączył: 13 Lis 2019
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdynia

PostWysłany: Śro 16:10, 08 Cze 2022    Temat postu:

.

Zgadza się, warto znać każdy punkt widzenia, dlatego właśnie przytoczyłem opracowania przemilczane w dotychczasowej, „lokalnej” dyskusji. Z drugiej strony, nie znam żadnych nowszych prac, które definitywnie i jednoznacznie negowałyby wnioski płynące już z tych przedwojennych, ale dotychczas u nas praktycznie nieznanych. Mam na myśli takie opracowania, które opierałyby się przede wszystkim na źródłach, a nie tylko na przypuszczeniach, wygodnych założeniach, renomie zawodowej, kryteriach „nowości” itd.

.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6372
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 17:31, 08 Cze 2022    Temat postu:

Nie wiem, czy artykuły z "Mariner's Mirror" są rzeczywiście takie u nas "praktycznie nieznane". Zapoznawałem się z rozmaitymi w czytelni PAN w Gdańsku już grubo ponad 50 lat temu i z pewnością nie byłem pierwszy.
Nie ma lepszego źródła, niż autentyczny artefakt i jego zbadanie. Źródła pisemne mówią o tym, że ziemia jest płaska, ośmiornice wciągają okręty pod wodę i parę innych rewelacji. Żadne, najbardziej skrupulatne ich zebranie razem nie zmieni tych spostrzeżeń w rzeczywistość. Carr Laughton i Holck pisali w czasach, gdy nikt nie marzył o wydobyciu okrętów Wasa i Mary Rose, więc ich wiedza o realiach MUSIAŁA być uboższa, niezależnie od tego, co sobie wyczytali. Oczywiście nie porównuję zewnętrznego ładowania dział z Krakenem - to pierwsze istotnie miewało miejsce. Rzecz tylko w skali. Argumenty obu autorów za POWSZECHNOŚCIĄ takiej praktyki są całkowicie nieprzekonujące i niezgodne z już posiadanymi materialnymi dowodami. Natomiast rzetelna analiza nie jest rzecz jasna w stanie - przynajmniej na razie, ale nie wiem, czy to się kiedykolwiek uda - wykazać jakichś konkretnych statystyk, typu 10, 20 czy 30 procent. W nauce dobrze znane jest zjawisko wyolbrzymiania mniejszości budzących szczególne zainteresowanie oraz ignorowanie zjawisk typowych.
Natomiast jeśli ktoś uważa, że nowości konstrukcyjne wprowadzano/wprowadza się specjalnie po to, by ich nie stosować, zaś do oceny rozwiązań technicznych wiedza techniczna jest całkiem zbędna - no cóż, nie skomentuję tego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Waldemar Gurgul




Dołączył: 13 Lis 2019
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdynia

PostWysłany: Czw 8:38, 09 Cze 2022    Temat postu:

.

Dobre, ale nawet Kraken i ośmiornice nie mogą przecież sprawić, bym zaczął ignorować źródła pisane (i nikomu też nie doradzam). Natomiast co do „materialnych dowodów”, zachęcam jednak przynajmniej tych bardziej kompetentnych mechanicznie do samodzielnego sprawdzania takich na przykład „detali”, jak średnice kół w działach na obu okrętach (tych zachowanych, nie tych z wielu rekonstrukcji) albo do refleksji nad obecnością kół u dział ładowanych odtylcowo.

Zgadzam się, że lektura rozmaitych artykułów z Mariner’s Mirror nie jest jakimś wielkim wyczynem, lecz chodziło oczywiście o konkretnie wymienione opracowania, dotychczas nie zauważone lub zignorowane. A…, te osobliwe uwagi pozostawione bez komentarza ja również pozostawię bez komentarza.

.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Waldemar Gurgul




Dołączył: 13 Lis 2019
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdynia

PostWysłany: Nie 17:28, 12 Cze 2022    Temat postu:

.

Dość niszowa tematyka raczej nie uzasadnia zamieszczania dłuższych tłumaczeń czy w ogóle bardziej wyczerpujących prezentacji, niemniej – na zakończenie – w tym wątku jeszcze jedna zachowana relacja z epoki. Między innymi dlatego, że nie ma jej w żadnym z dwóch wskazanych wcześniej opracowań, a ona również przybliża nieco „mechanikę” morskiego pojedynku artyleryjskiego, w tym przypadku w bitwie na wodach dalekowschodnich między eskadrą portugalską i holenderską w 1658 r.


„Lecz kiedy oni [Portugalczycy] musieli ładować swoje działa od zewnątrz, my – przeciwnie – mieliśmy furty, które mogliśmy zamykać po każdym wystrzale i ponownie otwierać, kiedy działo zostało już schłodzone i załadowane; dodatkowo ich okręty były duże i ciężkie, a nasze małe i lekkie, więc mogliśmy oddać dwie salwy zanim oni mogli oddać jedną. W rezultacie wielu z nich zostało zabitych, zmuszając ich do odwrotu”.


Relacja ta, pomimo że krótka, pozwala na dokonanie kilku ciekawych, mniej lub bardziej oczywistych spostrzeżeń.

Po pierwsze, razem z innymi przekazami, dość wyraźnie sugeruje istnienie swoistego etapu przejściowego, liczonego nawet w dekadach, w którym wszystkie już floty zaadoptowały ostatecznie nie tyle nową i wcześniej nieznaną, co rzadziej stosowaną poprzednio technikę ładowania wewnętrznego (bo mało użyteczną, a nawet kolidującą z powszechną jeszcze nie tak dawno taktyką abordażową z uwagi na niepożądaną konieczność wydzielania licznych, pełnych obsad).

Po drugie, że w okresie tym dochodziło do starć między eskadrami stosującymi te obydwie, odmienne techniki ładowania (zewnętrzną i wewnętrzną).

Po trzecie, relacja potwierdza wyłączny albo przynajmniej przeważający sposób zewnętrznego ładowania dział na okrętach jednej z eskadr (portugalskiej).

Po czwarte w końcu, że nawet przy ładowaniu wewnętrznym, ognia na okrętach holenderskich też nie prowadzono w najintensywniejszy możliwy sposób, lecz dopiero po schłodzeniu luf, np. z obawy przed rozsadzeniem lub deformacją działa.

.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6372
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 20:49, 12 Cze 2022    Temat postu:

A dla tych, którzy chcieliby też samodzielnie poznać zdanie innych badaczy niż tylko dwóch sprzed drugiej wojny światowej i pana Waldemara Gurgula, poleciłbym takich jak Brian Lavery, Adrian B. Caruana, N.A.M. Rodgers, Alexzandra Hildred, opierających się na źródłach w postaci prac Williama Bourne'a, Johna Smitha, Henry'ego Mainwaringa, Williama Monsona i innych, a oczywiście znających - a nawet przywołujących - "zapomniany" artykuł Carra Laughtona.
Mogę przykładowo wskazać tu:
Brian Lavery "The Arming and Fitting of English Ships of War 1600-1815", London 1987, str. 126-127.
Brian Lavery "The Colonial Merchant Susan Constant 1605", London 1988, str.38-39.
Alexzandra Hildred "Weapons of Warre. The armament of the Mary Rose", Portsmouth 2011, str.416, 896-901.
Adrian B. Caruana "The History of English Sea Ordnance 1523-1875", vol. I : The Age of Evolution" Rotherfield 1994, str. 23-26.
N.A.M. Rodger "The development of broadside gunnery, 1450-1650" [w "Mariner's Mirror" August 1996, vol. 82, no 3, str.301-324].

Ostrzeżenie:
Wszystkie przywołane opinie odnoszą się do wszystkich potencjalnych możliwości, czyli ładowania zewnętrznego, ładowania wewnętrznego bez wykorzystania odrzutu działa, ładowania wewnętrznego z odrzutem. Łatwo więc je tak spreparować, by ograniczyć się tylko do pierwszej opcji, pominąć datowanie i analizę prawdopodobieństwa. Ponieważ dla niektórych użytkowników napisanie "ostatniego" postu oznacza "zwycięstwo" w dyskusji (bez względu na to, co ten post zawiera), ostrzegam, że takie postępowanie wywoła moje przeciwdziałanie administracyjne (karę), bez żadnych uwag poprzedzających lub ciągnących się przez 50 kolejnych sprostowań i kontr-sprostowań. Raz jeszcze podkreślam, że to podpowiedź dla zainteresowanych, co mogą sobie SAMODZIELNIE przeczytać i wyciągnąć WŁASNE wnioski, a nie wskazówka, co tu da się jeszcze wkleić.
Polecam zwłaszcza ostatnie z wymienionych opracowań, gdzie jest próba szerszego spojrzenia, posumowania i skorygowania wiedzy sprzed blisko (wtedy) 70 lat.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Waldemar Gurgul




Dołączył: 13 Lis 2019
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdynia

PostWysłany: Pon 10:59, 13 Cze 2022    Temat postu:

.

Wyśmienita idea oraz wybór literatury. Spośród nowszych opracowań można jeszcze np. dodać:

– P. Padfield, Guns at Sea, 1974 (rozdział: Methods of mounting and firing, s. 57–69),
– R. A. Konstam, 16th century naval tactics and gunnery, [w:] The International Journal of Naval Archaeology and Underwater Exploration 1988, Nr 17-1, s. 17–23,
– P. Kirsch, The Galleon. The Great Ships of the Armada Era, 1990 (rozdziały: Ordnance, s. 48–62 oraz In Battle, s. 63–73),
– M. Bellamy, Christian IV and his Navy. A Political and Administrative History of the Danish Navy 1596–1648, 2006 (rozdział: The Organizations of the Seagoing Navy. Organisation Aboard Ship, s. 219–228),
– C. Hormaechea, I. Rivera, M. Derqui, Los galeones españoles del siglo XVII. Tomo II, Aparejo, artillería y pertrechos. Apéndices, 2012 (rozdział: La artilleria, s. 117–159).

.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.timberships.fora.pl Strona Główna -> Okręty wiosłowe, żaglowe i parowo-żaglowe / Artykuły tematyczne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin