|
www.timberships.fora.pl Forum autorskie plus dyskusyjne na temat konstrukcji, wyposażenia oraz historii statków i okrętów drewnianych
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
JacekZet
Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 1 temat
Skąd: Sieradz
|
Wysłany: Pią 20:18, 28 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
A ja mam wydanie z lat 90-tych ubiegłego stulecia, współpraca "Wydawnictwa Morskiego" i gliwickiego "Tekopu" w tłumaczeniu p. Stępień. Szkoda tylko że nie dodano opisów do mapek zrobionych w stylu epoki, są w tomie "Vademecum Hornblowerowskie"
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6373
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 21:06, 28 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
Commodore=komandor ! Boże, Ty widzisz i nie grzmisz! Mam nadzieję, że to tylko nie konsultowany z tłumaczem wygłup cielaka lub cielicy z kobiecego wydawnictwa, bo inaczej nie będzie warto nawet okładki kupować!
Krzysztof Gerlach
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
JacekZet
Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 1 temat
Skąd: Sieradz
|
Wysłany: Pią 21:26, 28 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
Jak by Stwórca miał grzmieć na wszystko to byśmy od piorunów ogłuchli.
Mam pytanie dotyczące szpad dawanych w nagrodę przez Fundusz Patriotyczny, czy były jakieś stopnie tego wyróżnienia?
Jacek
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6373
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 23:39, 28 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
W pewnym sensie były stopnie. Polegały na cenie. Mówiło się o szpadzie wartej 50 funtów, wartej 100 funtów, wartej 200 funtów (zawsze podawano okrągłe liczby, a nie rzeczywiste ceny co do szylinga i pensa).
Przy czym ja używam słowa "szpada" za literaturą piękną, ale trzeba pamiętać, że dla Anglików to był zawsze sword, czyli miecz, bez względu na rzeczywistą konstrukcję. Tymczasem ze zmianami w modzie dotyczącej ubiorów cywilnych szły również modyfikacje mundurów i noszonych przy nich broni. Mogły to być rzeczywiście szpady, lecz także pałasze, szable, rapiery. Zatem na obrazku po lewej mamy faktyczną szpadę, do której przyczepiony jest Nelson, zaś po prawej szablę "wartości 100 funtów", ofiarowaną przez Fundusz Patriotyczny Lloyda wszystkim dowódcom liniowców pod Trafalgarem i porucznikowi Lapenotiere, który przywiózł wieść o tym zwycięstwie.
Krzysztof Gerlach
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
JacekZet
Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 1 temat
Skąd: Sieradz
|
Wysłany: Sob 20:09, 29 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
Dziekuję, mam pytanie dotyczące działań Hornblowera jako p.o dowódcy statku zaopatrzeniowego na Morzu Śródziemnym. Czy za takie "naduzycia" nie kazano zwracać szkody winowajcy?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6373
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 9:57, 30 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
Czy chodzi Panu o woły zjadane zbyt łapczywie przez załogę brygu Caroline?
Przy małodusznym albo skąpym admirale próbowano by jakoś obciążyć dowódcę, lecz kwestie zaopatrzeniowo-finansowe dalekie były od precyzyjnych rozstrzygnięć. Marynarka miała ściśle ustalony system zaopatrzenia w zapasy długoterminowe, zabierane z baz – suchary, mięso solone, rum, piwo, ser, masło, mąka itd. Racje były ustalone i w stosunku do nich samowola oficera w wyjątkowo mizernym stopniu p.o. porucznika nie byłaby zapewne tolerowana. Jednak znacznie trudniej było uregulować problem świeżej żywności – warzyw, owoców, soków, żywych zwierząt. Należało je uzupełniać na bieżąco, a w każdym przypadku poza wodami krajowymi o cenach i dostawach decydowali mieszkańcy krajów, w których się zaopatrywano. Ani rząd, ani komisarze Admiralicji nie mogli nakazać, by Szwedzi, Turcy, powstańcy z San Domingo i bej Oranu żądali za wołu tych samych pieniędzy. Musiała zatem być tolerowana spora elastyczność w wydatkach, za które odpowiadał dowódca danej floty. To on dysponował gotówką i rozliczał się z Urzędem Marynarki. Jeśli miał silną pozycję (profesjonalną lub polityczną), jego rachunki przyjmowano bez większego szemrania, więc i on nie potrzebował wyżywać się na młodym oficerze. Gdy nie chciano mu zwrócić wydatków, wchodził w gorące spory polemiczne z Admiralicją i wytaczał sprawy sądowe, ale niewiele mógł zrobić w stosunku do „bezpośrednio winnego”, gdyż ewentualne zajęcie jego żołdu byłoby przestępstwem. Oczywiście mógłby oddać go pod sąd wojenny, jednak w bardzo skomplikowanym przypadku wymyślonym przez Forestera takie postępowanie uznano by za nieco ośmieszające oskarżyciela (co nie przeszkodziłoby w wydaniu wyroku skazującego).
Krzysztof Gerlach
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
JacekZet
Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 1 temat
Skąd: Sieradz
|
Wysłany: Nie 20:24, 30 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za odpowiedź, to o te woły chodziło.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
JacekZet
Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 1 temat
Skąd: Sieradz
|
Wysłany: Śro 23:34, 09 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
W "Hornblower i jego okręt Atropos" pada wypowiedź o przywróceniu rangi admiralskiej w którejś z flag. Czy taka ranga była zawieszana?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6373
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 8:43, 10 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
Czy chodzi o fragment brzmiący: „Po ponownym wprowadzeniu rangi admirała Eskadry Czerwonej...” ?
Jeśli tak, to rzecz polegała na specyfice podziału stopni admiralskich w Royal Navy wg kolorów, biorącego się z kolei z prastarego, sztywnego podziału floty angielskiej na trzy eskadry, w epoce napoleońskiej od dawna już nieaktualnego. Teoretycznie (a na początku i praktycznie) w każdej eskadrze był jeden admirał, jeden wiceadmirał, jeden kontradmirał. Kolory miały też swoje starszeństwo, przy czym czerwony był najwyższy. Wynika z tego, że spośród dziewięciu rang oficerów flagowych (nieważne, czy dzierżyło je tylko 9 oficerów, jak prawie do połowy XVIII w., czy 90) najwyżej stał Admirał Czerwonej Flagi (albo, jak woli tłumaczka Forestera, admirał Eskadry Czerwonej).
Jednak z czasem (pisałem tu o tym) przyjęło się nazywać najwyżej stojącego rangą oficera flagowego – Admirałem Floty. Początkowo (od schyłku XVII w.) było to zdecydowanie tylko stanowisko, potem stopień. Otóż skoro najwyżej stał admirał Eskadry Czerwonej, to właśnie on przyjmował tytuł Admirała Floty. A skoro był Admirałem Floty, nie miało sensu nazywanie go Admirałem Czerwonej Flagi. W ten sposób ta ostatnia ranga nie została zawieszona, tylko po prostu była równoznaczna z dumniej brzmiącym Admirałem Floty.
Kiedy kadra Royal Navy rozrosła się równie jak flota, zaczęto odczuwać brak możliwości promocji w grupie admirałów Białej Flagi, ponieważ ich mogła być chmara, a Admirał Floty tylko jeden. Jeśli na dodatek trafił się w tej roli zawzięty staruszek, który nie chciał umrzeć przed osiągnięciem setki, to większość admirałów odchodziła z tego świata przed nim, mając zamkniętą drogę awansu. Dlatego na fali znakomitych zwycięstw marynarki brytyjskiej na początku XIX w., kiedy chciano wynagrodzić ich autorów, zdecydowano się zwiększyć liczbę rang admiralskich przez stworzenie admirała Eskadry Czerwonej jako stopnia wyraźnie odrębnego od Admirała Floty i nie ograniczonego do jednej osoby. Zrobiono to z datą 9.11.1805, czyli tuż po Trafalgarze. Oficjalny dekret brzmiał „Jego Wysokość uważając za stosowne rozkazać, by ranga Admirała Czerwonej [Flagi, Eskadry] została przywrócona w marynarce Jego Królewskiej Mości...”.
Stąd owo „ponowne wprowadzenie” w tekście Forestera. Hornblower też mógł w ten sposób rozumować, gdyż w owym czasie rozpowszechniona była w marynarce brytyjskiej bezpodstawna legenda, jakoby kiedyś już istniał stopień Admirała Czerwonej Flagi, sytuowany pomiędzy admirałem Białej Flagi a Admirałem Floty – zniesiony, gdy osoba go nosząca dostała się do niewoli. Faktycznie zaś, dekret z listopada 1805 niczego nie przywracał, tylko wprowadzał nową, dodatkową rangę.
Krzysztof Gerlach
Ostatnio zmieniony przez kgerlach dnia Czw 9:05, 10 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
JacekZet
Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 1 temat
Skąd: Sieradz
|
Wysłany: Czw 22:26, 10 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za odpowiedź, chodziło o ten fragment.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
JacekZet
Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 1 temat
Skąd: Sieradz
|
Wysłany: Sob 22:14, 26 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
W poście dotyczącym adm. Keatsa jest mowa o ewakuacji oddziałów hiszpańskich z Rosji, jak wyglądało współdziałanie bałtyckiej eskadry Royal Navy z wojskami sprzymierzeńców?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6373
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 10:15, 27 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
Nie jestem pewien, o jakich sprzymierzeńców Panu chodzi – w tym akurat momencie (rok 1808) Wielka Brytania miała na Bałtyku prawie samych wrogów: od 1803 toczyła wojnę z cesarstwem Francji, od 1807 z Danią i Rosją. Prusy były od 1807 całkowicie na smyczy Napoleona i tylko Szwecja sprzyjała Anglikom.
Przyjmę jednak, że chodzi Panu o tych ewakuowanych Hiszpanów. Nawet tutaj sytuacja wyglądała bardzo zawile. Do momentu, w którym Napoleon oddał tron Hiszpanii swojemu bratu (czerwiec 1808), Brytyjczycy i Hiszpanie toczyli przecież ze sobą wojnę. Zmiana sojuszy nie nastąpiła w sekundę, obaj rodzimi władcy hiszpańscy byli zamknięci przez cesarza pod kluczem, rząd od dawna składał się z Francuzofilów, brak było naturalnych organów decyzyjnych uprawnionych do występowania w imieniu wszystkich. Centralna junta w Sewilli wypowiedziała wprawdzie Francji wojnę, ale część Hiszpanów (znikoma, lecz wpływowa) związała się na stałe z Francuzami; lokalne władze i mieszkańcy musieli lawirować zależnie od okoliczności; wojska francuskie nie stały na granicy, tylko panoszyły się w całym kraju. Samo wypowiedzenie wojny Francji przez jedną prowincjonalną juntę jeszcze nie kończyło teoretycznie wojny Hiszpanii z Wielką Brytanią i nie oznaczało natychmiastowego sojuszu, chociaż naturalnie w końcu musiało do tego dojść. Brytyjczycy zajęli przecież we wcześniejszych latach rozmaite terytoria hiszpańskie (np. Trynidad) i trudno było oczekiwać, że Hiszpanie to teraz nagle zaakceptują. Nadto tak wyglądały sprawy na samym Półwyspie Iberyjskim. Natomiast hiszpański korpus posiłkowy przy armii Napoleona walczył u boku sprzymierzeńców – Francuzów na rozkaz hiszpańskiego króla, który nie był w stanie go odwołać. Dowodzący korpusem dumny grand, Pedro Caro y Sureda, markiz de la Romana, został wysłany przez własnego władcę, by zwalczał wspólnych wrogów Francji i Hiszpanii, między innymi tych wstrętnych Anglików. Teraz wrogowie musieli go przekonać o potrzebie zmiany frontu. Co prawda Romana nie był całkiem nieświadomy sytuacji. Mimo wszechwładnie panującej cenzury cesarskiej i przechwytywania korespondencji, o wypadkach w Hiszpanii poinformował go jego adiutant Llano po powrocie do armii z kraju (24 czerwca), a angielska flota i brytyjscy agenci rozrzucali tysiące ulotek i proklamacji. Siak czy owak, nie było całkiem jasne, co markiz i jego oficerowie uznają za swoją patriotyczną powinność. Przecież mogli podporządkować się rozkazom nowego króla, Józia Bonaparte, i grać na przeczekanie. Ci żołnierze nie byli jeszcze sprzymierzeńcami Brytyjczyków; wręcz przeciwnie – walczyli z nimi i trzeba było ich dopiero ostrożnie przekonać (i to nie wzbudzając podejrzeń Francuzów), że powinni się nimi stać. Właśnie oferta bezpłatnego przewozu miała być zachętą do takiej zmiany nastawienia. Pewne okoliczności ułatwiały dążenia Anglików – hiszpańscy wojskowi nie byli dobrze traktowani przez Francuzów, którzy np. wypychali ich na najgorsze kwatery; brytyjscy dowódcy schlebiali markizowi jeszcze przed wybuchem powstania w Hiszpanii, gdy dla Napoleona znaczył on niewiele więcej od pyłku; żołnierze najbardziej na północ wysuniętego kontyngentu z hiszpańskiego korpusu już odmówili złożenia przysięgi na wierność Józkowi, co świadczyło o ich nastrojach; w czerwcu 1808 do Londynu przybył wysłannik junty sewilskiej, Don Raphael Lobo y Campo, więc Brytyjczycy mogli go natychmiast wysłać (w lipcu) na Bałtyk, dla prowadzenia tajnych negocjacji z Romaną. Tym niemniej nasuwające się kontrargumenty też miały swoją wagę: spośród około 15 tysięcy żołnierzy korpusu markiza, realna była ewakuacja nieco ponad 9 tysięcy – pozostali, zbyt rozproszeni, musieli zostać porzuceni; wykrycie planów groziło hiszpańskiemu dowódcy śmiercią na szubienicy lub przez rozstrzelanie, z piętnem zdrajcy; przeprowadzenie takiej wielkiej operacji na oczach ogromnej armii francuskiej stanowiło zadanie nadzwyczaj trudne, mogące łatwo skończyć się zagładą całego korpusu.
Rozpisałem się tak o tym, aby podkreślić, że w tym wypadku nie chodziło jeszcze o sprzymierzeńców Wielkiej Brytanii, tylko o POTENCJALNYCH sojuszników.
Co zaś do właściwego Pańskiego pytania (jeśli go dobrze zrozumiałem, ponieważ w następnych latach Brytyjczycy mieli w rejonie Bałtyku różnych oraz zmieniających się wrogów i sprzymierzeńców) – współdziałanie było wzorowe od strony technicznej, politycznej i strategicznej, zaś pełne uprzedzeń od strony ludzkiej. Ironia losu polegała na tym, że kiedy Napoleon, w zasadzie ateista, uwolnił Hiszpanów od wszechwładzy kleru katolickiego, od tortur i Świętej Inkwizycji i – sądząc, że będą go za to po rękach całować – wywołał powstanie narodowe między innymi pod hasłem obrony wiary katolickiej, to skwapliwie dążący na pomoc Hiszpanom Anglicy mieli w gruncie rzeczy to samo, co cesarz zdanie, chociaż wypływające z zupełnie innych podstaw. Naczelny dowódca na Bałtyku, wiceadm. Saumarez, sam fanatyk religijny, tyle że akurat antykatolicki, pisał w prywatnym liście: „Gdyby tylko oni mogli (naród hiszpański) uwolnić się z tego ducha bałwochwalstwa i wielkich zabobonów, który nawet ich ostatnia proklamacja tak silnie przejawia, moglibyśmy mieć nadzieję na zobaczenie ich wolnymi od uścisku Bonapartego – ale kiedy ich kler zachowuje swoje panowanie nad umysłami nieszczęsnych mieszkańców, zawsze pozostaną oni zniewolonymi ludźmi”. Nastawienie z czasów wyprawy hiszpańskiej Armady w 1588 r. ciągle daje się odczuć w tych społecznie trafnych, ale duchowo bardzo aroganckich i głupich uwagach. Współpraca między ultrakatolicką Hiszpanią a państwem, w którym król dostawał ataków histerii i pomieszania zmysłów na samą wzmiankę o możliwym równouprawnieniu katolików, nigdy nie była łatwa.
Jednak, mimo takiej wielkiej epistoły, ciągle czuję przez skórę, że Panu chodziło jednak o coś całkiem innego. Jeśli tak, proszę doprecyzować pytanie!
Krzysztof Gerlach
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
JacekZet
Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 1 temat
Skąd: Sieradz
|
Wysłany: Pon 22:08, 28 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
Ewakuacja Hiszpanów wyjaśniła mi pewien wątek z "Komodora" jednak chodzi mi bardziej o wykonywanie zadań typu wsparcie sił lądowych w walkach toczonych w 1807 o Kołobrzeg i Gdańsk oraz w kampanii 1812 roku (oblężenie Rygi). Czy okręty brytyjskie tolerowały jednostki państw sprzymierzonych w konwojach bałtyckich?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kgerlach
Administrator
Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6373
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 9:45, 29 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
Skala wsparcia brytyjskiej marynarki dla sił lądowych (pruskich i rosyjskich) na południowych wybrzeżach Bałtyku była w 1807 znikoma. Podstawowe zadanie floty polegało, jak zawsze w tym rejonie, na ochronie niezwykle istotnych dla Wielkiej Brytanii szlaków handlowych, ale na początku 1807 do brytyjskich sojuszników należeli Szwedzi, Rosjanie i Prusacy, a Duńczycy zachowywali neutralność, więc praktycznie nie było przed kim bronić angielskich statków. W tej sytuacji bardzo słabe siły Royal Navy na naszym morzu nie pozwalały na prowadzenie żadnych poważniejszych operacji. Nikt się też nie spodziewał serii piorunujących klęsk armii pruskiej na jesieni 1806 i wiosnę 1807 oraz równoległego odwrotu armii rosyjskiej, nikt nie przygotował żadnych planów współdziałania morsko-lądowego na płytkich akwenach południowego Bałtyku, nie zgromadził zapasów, posiłków czy wyposażenia. Szwedzi mieli najbliżej, ale troszczyli się tylko o swoje Pomorze i nie zamierzali realnie wspomagać Prusaków, którzy chętnie wzięliby te ziemie pod swoją opiekę na stałe. Nawet Rosjanie, którzy dysponowali dość silną flotą bałtycką, a na lądzie ostro ścierali się z Francuzami, nie byli w stanie naprędce sklecić znaczącej operacji posiłkowej, chociaż zdołali przeprowadzić desant mający odciążyć pruski garnizon w Gdańsku. W Londynie słaby rząd lorda Grenville szykował się w marcu do upadku, właśnie dokładnie wtedy, gdy Francuzi rozpoczynali oblężenie Kołobrzegu i Gdańska. Rozwiązano parlament i politycy musieli się zatroszczyć o to, co najważniejsze, czyli o zdobycie stołków, a nie o takie głupstwa jak pomoc dla przegrywających z kretesem Prusaków. Ostatecznie Anglicy spróbowali coś zrobić dla Gdańska, przysyłając z Morza Północnego trzy slupy (małe trójmasztowce, albo dwa takie i jeden bryg) 14/16-działowe (Sally, Falcon, Charles), które dotarły w okolice portu 12 kwietnia. Robiły co mogły, by wesprzeć obrońców, prawie na własną rękę. Ponieważ komendant miasta podejrzewał, że oblegający mogą otrzymywać zaopatrzenie morzem, jeden ze slupów krążył przez pewien czas między Rozewiem a Zatoką Gdańską, aby przechwycić wszelkie nieprzyjacielskie żaglowce. Inny slup kotwiczył między oboma ujściami Wisły i flankował swoim ogniem możliwe drogi podejścia Francuzów. Ostrzeliwano z morza francuskie pozycje w Jelitkowie i Brzeźnie. Slup Sally próbował się przedrzeć do Gdańska przez płycizny na Wiśle i kordon wojsk oblężniczych, aby nawiązać ponowną łączność z garnizonem, ale został odparty. Anglicy pomagali za to w ewakuacji wysuniętych placówek pruskich, które nie były w stanie już się utrzymać (Wisłoujście). Potem, 12 maja, na gdańską redę zawinęły trzy dalsze okręty brytyjskie – duże, trójmasztowe slupy 22-działowe o specjalnej konstrukcji, nadającej się na płytkie wody (Combattant, Dauntless, Valorous). Desant rosyjski w okolicach Wisłoujścia w nocy z 14 na 15 maja zakończył się całkowitą klęską miedzy innymi z powodu braku wsparcia ogniowego tych okrętów, unieruchomionych flautą. Próba przedarcia się do Gdańska slupa Dauntless z prochem i żywnością, przeprowadzona w drugiej połowie maja, przyniosła zdobycie tego okrętu przez żołnierzy francuskich. Gdańsk skapitulował 24 maja, więc dalsze działania nie miałyby kogo wspierać.
Nic mi nie wiadomo o brytyjskich okrętach pod Kołobrzegiem i bardzo wątpię (znając okoliczności pomocy dla Gdańska), aby były jakiekolwiek. Garnizon Kołobrzegu bronił się z dużym powodzeniem sam. Odparł zwycięsko wszystkie ataki Francuzów, zadając im ciężkie straty i nie kapitulując do końca wojny. Wg Digby Smitha oblężenie Kołobrzegu trwało od 20 marca do 2 lipca. W dodatku tak na serio dopiero od połowy kwietnia, a wtedy Royal Navy szykowała się już do wielkiej operacji zagarnięcia floty duńskiej i nie było czasu oraz okrętów na zbędne wypady peryferyjne.
W okresie ataku armii Napoleona na Rosję w 1812, w Zatoce Ryskiej operowała eskadra kontradm. Thomasa Byama Martina. To właśnie jego działania wspierały Rosjan w oporze przeciwko korpusowi marszałka Macdonalda. Forester wymyślił sobie potem chwytliwą historyjkę, jakoby wszystkie operacje Royal Navy w tym rejonie powstały tylko w jego wyobraźni, czym zmylił i rozeźlił zawodowego historyka, który się na niego obraził. Anegdota jest bardzo nośna i dowcipna, więc chętnie powtarzana. Tymczasem prawda wygląda w ten sposób, że takie działania (oczywiście nie dokładnie, nie tymi okrętami, oficerami i bez bohaterskiego Hornblowera, zdecydowanie nie tak dramatyczne i o dużo mniejszej wadze dla losów wojny) rzeczywiście miały krótko miejsce i zostały opisane w listach Byama Martina, które posłużyły Foresterowi za bazę do powieściowej narracji. Niestety, w tym czasie Brytyjczycy toczyli tak ważne dla nich wojny na tylu morzach i z tyloma przeciwnikami naraz, że potyczki pod Rygą są ledwo odnotowywane nawet w bardzo skądinąd obszernych opracowaniach ogólnych dotyczących Royal Navy, a bezpośredniego dostępu do listów Martina, zawierających wszystkie szczegóły, na razie nie mam. Mogę tylko powiedzieć, że flagowcem Martina był 74-działowiec Aboukir (a jego „Bushem” – komandor Thomas Browne), na którym przybył w 1812 na Bałtyk i „wziął energiczny udział w obronie Rygi oraz współdziałał z rosyjską armią pod księciem Bagrationem przeciwko francuskim oddziałom pod Davoustem”, jak podaje skrócona biografia kontradmirała, coś chyba kręcąc z nazwiskami. W każdym razie eskadra brytyjska na wodach sąsiadujących z Rygą, blokowaną od 24 lipca do 18 grudnia 1812 r., liczyła ostatecznie w sumie 18 jednostek, licząc w tym małe kanonierki, i współdziałała z dywizjonem 21 kanonierek rosyjskich.
Tak, Brytyjczycy nie tylko tolerowali, ale wręcz osłaniali w swoich konwojach statki państw sprzymierzonych, a nawet neutralnych. Rzecz bowiem między innymi w tym, że większość żaglowców z tak zwanych krajów neutralnych przewoziła towary dla Anglików, często artykuły już będące angielską własnością, a w bardzo wielu przypadkach chodziło po prostu o brytyjskie statki pod fałszywymi banderami i zaopatrzone w fałszywe papiery. Admirałowie Royal Navy musieli jedynie uważać, aby za eskortowanie naprawdę obcych jednostek nie brać zbyt jawnie łapówek do własnej kieszeni, ponieważ to mogło zwichnąć im karierę.
Krzysztof Gerlach
Ostatnio zmieniony przez kgerlach dnia Wto 13:07, 29 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
JacekZet
Dołączył: 16 Sty 2011
Posty: 137
Przeczytał: 1 temat
Skąd: Sieradz
|
Wysłany: Wto 21:09, 29 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za odpowiedź. Interesuje mnie sam początek kariery Hornblowera czyli jak się zostawało midszypmenem w Royal Navy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|