Forum www.timberships.fora.pl Strona Główna www.timberships.fora.pl
Forum autorskie plus dyskusyjne na temat konstrukcji, wyposażenia oraz historii statków i okrętów drewnianych
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Trafalgar - Jean-Yves Delitte, Denis Bechu

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.timberships.fora.pl Strona Główna -> Okręty wiosłowe, żaglowe i parowo-żaglowe / Recenzje
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wlad




Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 9:55, 07 Kwi 2020    Temat postu: Trafalgar - Jean-Yves Delitte, Denis Bechu

Przeglądając internetowe księgarni natknąłem się na takie chudo - "Wielkie bitwy morskie. Trafalgar" - Jean-Yves Delitte, Denis Bechu [link widoczny dla zalogowanych] Opis niezbyt zachęca do zakupu. Wygląda na bardziej popularną niż naukową napisaną przez specjalistę od wszystkiego. Z założenia ma być serią o bitwach morskich od antyku do II Wojny Światowej. No i cena (45/60zł) to trochę przy dużo jak na 56 stron opracowania. Z drugiej strony okładka wyszła im całkiem fajna, ale nie dla okładek kupuje się książki. Może ktoś widział tą pozycję w realu i może więcej o niej powiedzieć.

[img]https://cdn.bonito.pl/zdjecie/1081729[/img]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6375
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 6:41, 08 Kwi 2020    Temat postu:

Sam miałem nadzieję, że ktoś już to przeczytał i zechce się wypowiedzieć, ale skoro nie... Żyjemy w dziwnej i ponurej chwili. Dwie z wymienionych księgarni znajdują się bardzo blisko mnie. Jeszcze pół roku temu wsiadłbym zaraz w autobus i oglądał książkę w naturze. Dziś to niemożliwe. Nie mam zbyt dobrych przeczuć. Cena duża, ale to kwestia złożona; natomiast bardziej martwi mnie mała objętość i sugestia bardzo popularnego podejścia. Autorzy na ogół nie lubią pisać o klęskach poniesionych przez rodaków, więc nic dziwnego, że trudno znaleźć Francuzów rozprawiających o bitwie pod Trafalgarem. Historycy z tego kraju łamiący to prawidło dzielą się zwykle na kłamiących w żywe oczy - i wtedy wynikiem jest brednia w stylu (polskim co prawda), że bezprzykładna w XVIII i XIX w. klęska oraz utrata kilkudziesięciu nadzwyczaj kosztownych liniowców z blisko dwoma tysiącami armat oraz tysięcy wyszkolonych żeglarzy nie ma żadnego znaczenia, bo "na lądzie ginęło więcej ludzi" - i szczerych, pełnych dobrych chęci badaczy znających się świetnie na czymś zupełnie innym - wówczas efektem jest powtarzanie rozmaitych obiegowych a fałszywych opinii, jak np. przenoszenie z poprzedniej wojny prawdy o przewadze zyskanej przez Brytyjczyków dzięki karonadom, całkowicie już nieaktualnej w 1805 r. Wybitni w tej tematyce fachowcy francuscy, brzydzący się "patriotycznymi" kłamstwami i odporni na własną propagandę, która osiągnęła szczyty monstrualności za Napoleona I, ale i potem miała się świetnie, wolą po prostu pisać o innych bitwach. Jednak poznanie punktu widzenia wszystkich stron konfliktu bardzo wzbogaca rozumienie każdego starcia, więc zaryzykuję i kupię tę książkę w sprzedaży wysyłkowej. Napiszę potem swoją opinię na jej temat.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wlad




Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 11:30, 14 Kwi 2020    Temat postu:

Dziękuję za odpowiedź. Ja chyba poczekam, aż wróci normalność i będzie można tą pozycję obejrzeć normalnie w księgarni, A teraz wezmę się za zmniejszanie kolejki tych książek, które czekają w domu na przeczytanie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bormac




Dołączył: 09 Lis 2016
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 17:25, 16 Kwi 2020    Temat postu:

Obawiam się, że mogło tu zajść pewne nieporozumienie - omawiany tytuł jest komiksem historycznym, a nie pracą naukową czy chociażby popularnonaukową.

Przykładowe plansze można podejrzeć na Amazonie przy wydaniu włoskojęzycznym.

Z racji pierwszego postu niestety nie mogę wkleić do postu łącza, ale można samemu tam dotrzeć wklejając tytuł tego wątku w wyszukiwarkę google i poszukać w trybie "grafika".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6375
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 19:11, 16 Kwi 2020    Temat postu:

A niech to licho!
Czyli wydałem 45 zł na komiks będąc w wieku, w którym od 60 lat do komiksów już nie zaglądam. No ale trudno, dostawa jest w drodze, a za gapowe się płaci.
Za ostrzeżenie dziękuję, chociaż dla mnie przyszło zbyt późno. W rewanżu ostrzegam przed pozycją "Fleet in profile. The Battle of Trafalgar 1805" (Florian Richter i Peter Dennis). Reklamowana jako zbiór rysunków wszystkich okrętów biorących udział w bitwie pod Trafalgarem, przedstawia takie płaskie prostokąciki z sylwetkami na 7-8 cm (każdy z prawą i lewą stroną) do sklejenia razem i postawienia sobie na stole.
Oczywiście cel jest szczytny, a wykonanie wcale nie najgorsze, więc jeśli ktoś chce zachęcić młodego człowieka w wieku przedszkolnym do historii morskiej, to całkiem przyzwoita rzecz. Niestety nawet mój wnuk jest na coś takiego zdecydowanie "za stary", a łatwo zgadnąć, co ja czułem nabywszy to dzieło - także w sprzedaży wysyłkowej (chociaż trzeba uczciwie przyznać, że mniej więcej w cenie biletu autobusowego).
Krzysztof Gerlach
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wlad




Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 11:04, 17 Kwi 2020    Temat postu:

Panie Krzysztofie jako, że to ja sprowokowałem Pana do zakupu tej pozycji to mogę odkupić od Pana ten komiks. Syn niedawno odkrył "Kajko i Kokosza" oraz "Asterixa" to może i "Trafalgar" mu się spodoba.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6375
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 13:16, 17 Kwi 2020    Temat postu:

Panie Włodzimierzu,
Nie sprowokował mnie Pan do kupienia, tylko powiadomił o ukazaniu się pozycji, której sam tytuł sugerował, że powinienem ją mieć, by ocenić. Decyzja była moja, więc na pewno nie zamierzam Pan obciążać skutkami. Natomiast oczywiście oddanie czegoś, co u mnie zbierałoby kurz, w ręce osoby, której być może sprawiłoby przyjemność, ma swoją logikę. Kurier zapowiedział się na dzisiaj. Mimo wszystko najpierw sam zajrzę do środka, ponieważ nie chcę być odpowiedzialny za rozpowszechnianie kłamstw historycznych, nawet w takiej formie. Jeśli okaże się pod tym względem przyzwoita, dostanie Pan komiks ode mnie w prezencie dla syna. Jeżeli nie - wyląduje w koszu na śmieci.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6375
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 8:28, 18 Kwi 2020    Temat postu:

Doszło. Przejrzałem. Rzecz jest NADZWYCZAJ OSOBLIWA. Po pierwsze, chociaż to istotnie komiks, to nie dla dzieci. Autor lub wydawca zastrzegają sobie, że "treści zawarte w niniejszym wydaniu są przeznaczone dla czytelników powyżej 16. roku życia". Na dodatek raczej mają rację z powodów znacznie ważniejszych niż przyjęte w takim zakłamanym kraju jak nasz, gdzie o wyznaczaniu ograniczeń wiekowych dla odbioru twórczości decyduje pokazanie (lub nie) kawałka gołej pupy. Tu nie ma seksu, golizny, ateizmu, czyli normalnych straszaków dla moherów, ale zaczyna się od sprawozdania z morderstwa. Ja bym tego małemu dziecku nie polecił. Ten realizm jest oszczędny, lecz stoi na przeciwnym biegunie przygód Asterixa i Obelixa. Nie ma tu żartów, a bitwy toczą się krwawo, bez osłonek. Poza tym jednak autorzy najwyraźniej mieli ambicje popularnonaukowe, ponieważ po zakończeniu komiksu mamy jeszcze całkiem niezłe "Akta historyczne Jean-Yvesa Delitte'a" oraz przypisy (niby naukowe) - najsłabszą część całości, gdzie tłumacz lub redakcja najwyraźniej wyszli daleko poza swoją wiedzę i ostatecznie znaleźli się w oparach absurdu, którego prawie nie sposób znaleźć w treści głównej.
Chociaż więc połączenie "komiksu" i "recenzji naukowej" można by uznać za oksymoron, zrobię wkrótce wykaz najważniejszych błędów tego ciekawego tworu. Ambicją autorów było mimo wszystko napisanie (i narysowanie) prawdy, więc może warto wiedzieć. gdzie się pomylili (albo gdzie machnął się tłumacz czy polska redakcja).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6375
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 12:18, 19 Kwi 2020    Temat postu:

Oczywiście od komiksu pod nazwą "Wielkie bitwy morskie. Trafalgar", napisanego przez pana Jeana-Yves Delitte'a oraz ilustrowanego przez Denisa Béchu, należałoby oczekiwać mocno francuskiego punktu widzenia i pod tym względem czytelnik (czy tak się prawidłowo nazywa osobę oglądającą obrazki i czytającą "dymki"?) się nie zawiedzie. Nie oznacza to jednak żadnej propagandy, żadnych świadomych kłamstw (typowych dla wielu polskich historyków), tylko czasem powtarzanie błędnych stereotypów funkcjonujących w popularnej literaturze francuskiej. Po prostu garść fikcyjnych głównych bohaterów to Francuzi i ich oczyma oglądamy większość wydarzeń. Nie ma też żadnej tendencji autorów do przedstawiania "bicia Angolasów" i pisania na nowo historii wojen na morzu, "by wreszcie udowodnić", jak to Napoleon był genialny pod każdym względem i wygrałby wszystko, gdyby nie jego niektórzy wstrętni i niewdzięczni poddani; a właściwie i tak wygrał, tylko trzeba rzecz właściwie przedstawić. Być może powodem bardzo wyważonej i rozsądnej narracji jest fakt, że autorzy to Belgowie (z pewnością francuskojęzyczni, ale jednak), chociaż najlepsi współcześni znawcy francuskiej marynarki wojennej (Boudriot, Roche, Demerliac, Delacroix itp.) też im pod tym względem niczym nie ustępują i żadnych kłamstw Napoleona czy Thiersa nie powtarzają.

Nie ma wątpliwości, że w komiksie warstwa graficzna jest nadzwyczaj istotna, ale o jakości artystycznej nie będę się wypowiadał, jako ignorant w tej kwestii. Wiele jednak daje do myślenia określenie Jean-Yvesa Delitte jako oficjalnego marynistę Belgijskiej Marynarki Wojennej i członka zwyczajnego Académie des Arts & Sciences de la Mer. To z pewnością nie bohomazy.
Spora część rysunków poświęcona jest wydarzeniom i ludziom na lądzie. Chociaż zamierzeniem autorów był pełny realizm, nie będę się wypowiadał na temat mundurów piechoty, kawalerii czy ministrów - to nie moja działka. Okręty są w większości rysowane dobrze i bardzo dobrze - autora niezwykle rzadko bierze chętka domalowania jakiejś liny czy drzewca kompletnie bez sensu, "dla dopełnienia kompozycji" czy stworzenia atmosfery "plątaniny". Dba nawet o takie detale, jak zupełnie inne wejściówki na rufówkę liniowca brytyjskiego i francuskiego. Parę wpadek się zdarzyło (najśmieszniejsza to nienaniesienie koloru na bezanmaszt Victory na str. 14, dzięki czemu bom bezanżagla dziarsko sobie lewituje w powietrzu, zaś wanty tego masztu zapewne trzyma ptaszek w dziobie), jednak na tle normalnego poziomu to arcydzieła realizmu, a trzeba przecież jeszcze pamiętać, że oglądamy komiks, nie obrazy Pococka. Nie chce mi się studiować zgodności z rzeczywistością każdego guzika u mundurów oficerów, lecz autorzy zadbali o ich wyraźne zróżnicowanie narodowe (charakterystyczne wywinięcia pod kołnierzami hiszpańskich admirałów, gęste szamerunki francuskich komandorów, właściwe wyłogi rękawów u oficerów brytyjskich) i to właśnie dla 1805 r., za co należy im się szacunek.

W "tekście" powtarza się kilka fałszywych legend niezmiennie trwałych w popularnej literaturze francuskiej, chociaż już dawno zweryfikowanych przez naukowców. Jedną z nich jest przerzucenie całej winy za klęskę sojuszniczej floty na wiceadm. Villeneuve. Rzekomo gdyby nie on, Francuzi tryumfowaliby w ogóle i w szczególe. Villeneuve nie był dobrym wodzem naczelnym w tamtej sytuacji, ponieważ zupełnie nie wierzył w zwycięstwo i zamiast pracować nad sposobami osiągnięcia sukcesu, myślał o godnej śmierci własnej i minimalizacji strat; rzadko kiedy wódz przepełniony defetyzmem wygrywa bitwy. Lecz robienie z niego głupca i tchórza fizycznego, to kłamstwo. W bitwie pod Trafalgarem 21.10.1805 zachowywał się niezbyt błyskotliwie, jednak bardzo mężnie - wręcz szukał honorowej śmierci - i wydawał rozkazy do momentu, w którym uznał, że jeszcze mają sens i mogą być wykonane.
Odnośnie brytyjskich karonad powiedziano szereg rzeczy śmiesznych (w tekście podaje się, że ostrzeliwano z nich tylko przednie pokłady, a w przypisach są prawdziwe perełki humoru na ich temat), ale przede wszystkim autorzy powtarzają ograny mit, jakoby to te działa miały ogromny wpływ na wynik bitwy. Tymczasem jest to tylko echo wojny amerykańskiej, kiedy rzeczywiście nowy wynalazek zaskoczył Francuzów. W czasach bitwy pod Trafalgarem było już zupełnie inaczej. Francuskie okręty miały haubice 36-funtowe, odpowiednik (faktem jest, że nieudany) brytyjskich karonad, Hiszpanie zainstalowali jeszcze cięższe haubice własne - w sumie na okrętach sojuszniczej floty znajdowało się więcej krótkolufowych dział krótkiego zasięgu niż na brytyjskich! Tyle że mimo porywających opisów literackich, to nie one rozstrzygnęły o wyniku.
Sugerowanie, że Hiszpanie byli gotowi porzucić w 1805 r. Francuzów, wymyślone już doraźnie na potrzeby napoleońskiej propagandy, jest kolejnym fałszem chętnie powtarzanym dla samousprawiedliwienia i szukania winnych gdzie indziej. W rzeczywistości ci hiszpańscy admirałowie, którym nie podobała się współpraca z Francją, zostali na rozkaz Napoleona odstawieni na boczny tor, a don Federico Gravina dlatego właśnie dowodził wówczas hiszpańską flotą, że od dawna był zwolennikiem ścisłej współpracy z państwem francuskim w ogóle i Napoleonem w szczególe. W gruncie rzeczy został na to stanowisko mianowany nie przez własnego króla, tylko przez cesarza, który o "sojuszniczej" flocie hiszpańskiej pisał per "moja eskadra" i dyktował, kogo nie wolno Hiszpanom postawić na jej czele.
Pomysł, jakoby Anglicy "umówili się" z wiceadm. Villeneuve, że go wypuszczą na wolność i że "to przywilej związany ze stopniem" (str. 47), jest głupstwem goniącym głupstwo. Brytyjczycy obchodzili się z pojmanym naczelnym dowódcą sojuszniczej floty z wszelkimi honorami z zupełnie innych powodów. Po pierwsze, im większa estyma okazywana pokonanemu wodzowi, tym większa chwała spływa na tych, którzy go pokonali. Gdyby pokazali, że uznają go za głupca i tchórza, deprecjonowaliby własne zwycięstwo. Po drugie, naprawdę uważali go za dzielną i nieszczęśliwą ofiarę okoliczności. Po trzecie, w społeczeństwach feudalnych osoby na wysokich stanowiskach niemal zawsze korzystały z wielkiego zakresu swobód, nawet po wzięciu do niewoli. Po czwarte, było oczywiste, że żywy Villeneuve w Wielkiej Brytanii nie przyda się im już na nic, a we Francji będzie kłuł w oczy Napoleona i świadczył o klęsce. Szybkiego morderstwa bez sądu nie przewidzieli.

W części głównej komiksu mamy dwa rażące błędy. W przypadku pierwszym nie mogę wykluczyć winy tłumacza, drugi może być wynikiem świadomego zabiegu literackiego i wtedy - rzecz jasna - nie jest błędem, tylko dramaturgicznym odejściem od prawdziwej historii. Na str. 9 bohater stwierdza, że 74-działowiec Redoutable, na którym służy, ma "mocny, świerkowy kadłub". To oczywiście kompletny absurd; kadłuby francuskich liniowców - tak jak wszystkich innych należących do ówczesnych państw morskich - robiono z dębiny! Nieliczne mniejsze jednostki odchodzące od tej reguły powstawały w ramach eksperymentów wywoływanych okresowymi brakami prawidłowych materiałów, ale gdyby ktoś określił świerkowy liniowiec (czyli z miękkiego, łatwo łupiącego się drewna) jako "dobry i mocny", trafiłby natychmiast do zakładu dla obłąkanych. Sam jestem ciekaw, czy naprawdę osoba zabierająca się za opisywanie bitwy pod Trafalgarem tego nie wie, czy też tłumacz nie zna francuskich nazw drzew.
Druga rzecz, to rzekome przebywanie w kwietniu 1806 r. (str. 46-48) komandora Lucasa z prostymi marynarzami na pokładzie brytyjskiego hulka. To kolejny nonsens. W przeciwieństwie do zwykłych żeglarzy francuscy oficerowie spędzali niewolę w Wielkiej Brytanii w niemal komfortowych warunkach, mieszkając na kwaterach, chadzając do teatrów, nawiązując romanse, prowadząc bogate życie towarzyskie, mając prawo do własnej służby. Na hulki trafiali tylko ci, którzy wielokrotnie łamali dawane słowo i stale próbowali ucieczki. Lucas był jednym z bohaterów bitwy, najdzielniej walczących i najciężej rannych. Fetowany przez Anglików, został wypuszczony na słowo natychmiast po przybyciu do Wielkiej Brytanii i już 11 kwietnia 1806 r. stanął na ziemi francuskiej, dowieziony przez specjalny okręt z jeńcami.

We wspomnianych "Aktach historycznych Jeana-Yvesa Delitte'a" mamy tło historyczne bitwy, w większości prawidłowe, napisane przystępnie, tak właśnie jak dla 16-latka, który wcześniej nie stykał się z tą tematyką inaczej niż poprzez książki i filmy o piratach czy temu podobne. Trochę błędów trafiło się jednak i tutaj, a wśród nich bzdura prawdziwie piramidalna.
Nieprawdą jest, że Sovereign of the Seas z 1637 r. był "jednym z pierwszych i majestatycznych okrętów liniowych" - mnóstwo autorów prac i historyków wciąż nie jest w stanie pojąć, że nazwa "okręt liniowy" nie wzięła się z żadnych słowników i leksykonów, tylko oznaczała w epoce żaglowców wielką i silną jednostkę walczącą wraz z innymi w szyku liniowym, więc NIE MOGŁA zaistnieć przed stworzeniem takich szyków, takiej taktyki i wielu wyspecjalizowanych w tym kierunku okrętów, co się NIE STAŁO przed połową XVII w.
Pozostającej pod wodą części kadłuba nie "wzmacniano" blachą miedzianą. To cieniusieńkie obicie miało powstrzymywać świdraki (w czym spisywało się świetnie) i chronić drewno przed gniciem (co nie udawało się prawie wcale); przede wszystkim jednak powstrzymywało obrastanie kadłuba organizmami wodnymi, które bardzo obniżały prędkość jednostki. Dzięki temu dawało bezpośrednią przewagę taktyczną okrętów z miedzianym obiciem dna i umożliwiało wydłużanie okresów eksploatacji między remontami, zapewniając przewagę operacyjną oraz strategiczną.
Brytyjska kula 32-funtowa nie miała masy "ponad 15 kg", ważąc tylko 14,5 kg (kłania się znajomość tabliczki mnożenia).
Liniowiec Victory, jak każdy okręt eksploatowany długo, przechodził rozmaite zmiany uzbrojenia. Wszystkie są jednak świetnie datowane i stąd dobrze wiemy, że pod Trafalgarem nosił jedynie dwie karonady 68-funtowe, a te sześć karonad 18-funtowych z rufówki były tam tylko podczas wojny amerykańskiej. To zresztą kolejny przyczynek do owego "ogromnego wpływu karonad", gdy na 104 działa Victory pod Trafalgarem zaledwie dwa reprezentowały typ karonady!
Monstrualnym absurdem jest stwierdzenie dotyczące ówczesnych żaglowców wojennych, jakoby "ich poszycie, NIEWAŻNE CZY TO OKRĘTÓW LINIOWYCH, CZY FREGAT, miało ponad dwie stopy grubości, czyli więcej niż 60 centymetrów". Można nie znać się zupełnie na konstrukcji, lecz trzeba do tego kompletnego braku wyobraźni by założyć, że w budowie okrętów nie stosowano proporcjonalności, a fregaty miały taką samą odporność na ogień działowy, jak liniowce. Poza tym, sądząc po wartości liczbowej, autor miał na myśli wcale nie poszycie jako takie, lecz sumaryczną grubość poszycia zewnętrznego, wręgi oraz poszycia wewnętrznego, czyli całkowitą grubość burty. Nawet w takim przypadku wiele fregat (zwłaszcza francuskich!) miało tę całkowitą wartość w granicach 54-55 cm lub niewiele przekraczającą 42 cm, gdy na 110-działowym Commerce de Marseille maksymalna grubość wynosiła blisko 89 cm. Samo poszycie zewnętrzne, w najgrubszym miejscu, miewało na fregacie np. 14-17 cm, a na liniowcu np. 29 cm.
W życiorysie Horatio Nelsona pojawia się jedna bzdura i jedna nieścisłość. Bzdura (zaznaczona też w komiksie, więc najwyraźniej wynikająca z jakiegoś niedouczenia autora) polega na twierdzeniu, że "rozpoczynał karierę na morzu jako prosty marynarz". Nic podobnego nie miało miejsca. Nelson został wpisany 1 stycznia 1771 r. do księgi żołdu pierwszego swojego okrętu jako midszypmen, czyli kandydat na oficera, a nie żaden "prosty marynarz". Poza tym tajemnicą autora lub tłumacza pozostaje obliczenie, jak czas od stycznia 1771 r. do października 1805 r. udało się zamknąć w "paru latach" (str. 25). Nieścisłością jest opinia, że "pokonał wszystkich przeciwników na morzu, czy to Francuzów, Hiszpanów, czy też Duńczyków" - owszem, bezwzględnie biorąc to prawda, jednak niesłusznie sugeruje, że zwyciężał ZAWSZE. W ten sam sposób można by pisać o Francuzach, że "pokonali wszystkich przeciwników na morzu, czy to Anglików, Hiszpanów czy Holendrów", ponieważ przecież były w historii liczne starcia, kiedy to oni osiągali sukces.
Trudno zgadnąć, dlaczego dla oceny możliwości ówczesnej artylerii okrętowej autor (?) wybrał pocisk 35-funtowy. Podstawowym wagomiarem najcięższych dział były w tym czasie 32 funty na okrętach brytyjskich i 36 funtów na okrętach francuskich.
Tłumaczenie zwykłej przybitki na "czop" jest błędne, a w połączeniu z wyjaśnieniem z przypisu (o czym dalej), jeszcze gorsze.
W tym fragmencie, infantylnie zatytułowanym "Wielkie bum", tłumacz miał poważne kłopoty z komendami. Stwierdzenie, że niezwykle skomplikowany rozkaz "ognia" dotyczył tylko sytuacji "gdy odległość była niewielka, by każdy dowódca mógł kierować działem według własnej oceny", zakrawa na humoreskę, chociaż jest oczywiście jakimś odległym echem prawdziwych zasad strzelania centralnego całą burtą, poszczególnymi pokładami, poszczególnymi sekcjami czy w końcu indywidualnie przez każde działo. Nikt nie celował tylko w marsle, "a dokładniej w części ich takielunku (ang. bridle)... o powierzchni jednego metra kwadratowego". To mylenie jednorazowego, przypadkowego skutku, z przyczyną. "Była w końcu komenda celowania prosto w kadłub, po której celowano w ster oraz sterówkę, w której zgromadzony był cały sztab okrętu" to kolejny humor zeszytów szkolnych. Większość oficerów okrętowych gromadziła się na pokładzie rufowym, a nie w żadnej "sterówce", zaś przy strzelaniu w kadłub zdecydowanie bardziej prawdopodobne było trafienie w tysiące innych rzeczy niż w ster - tyle że konsekwencje były w ostatnim przypadku groźne, dlatego akurat taki efekt jest odnotowywany w raportach.
Cała "organizacyjna" część podrozdziału "Niczym świat" (pierwszy akapit) to nagromadzenie fałszów, półprawd, niezrozumienia terminologicznego w opisach funkcji i stopni załogi w takich ilościach, że nie chce mi się o tym pisać.
Natomiast drugi akapit jest całkiem trafnie i zgrabnie sformułowany, chociaż twierdzenie o takich, "którzy otrzymywali niski, średni i wysoki żołd" przypomina mi opowieść myśliwego z prozy Meissnera, jak to długim szeregiem defilowały przed nim dziki duże, średnie i małe.

Kończące książeczkę "Przypisy" są niestety fatalne.
1. Być może Belg czuje potrzebę wyróżniania La Manche, dla podkreślania, że chodzi o to samo, co Anglik nazwie Kanałem Angielskim, jednak w polskiej terminologii geograficznej mamy bezdyskusyjny kanał La Manche, nie zapisywany kursywą.
2. Częściowo tłumaczony, a częściowo nie, przypis drugi jest kompletnie anachroniczny i stąd bezsensowny, jeśli odnieść go akurat do czasów bitwy pod Trafalgarem i wszystkich walczących w niej stron.
4. Czym ma się różnić porządkowanie okrętów na rangi "ze względu na ich wielkość" od tego "ze względu na kubaturę", nie jestem w stanie pojąć.
5. Przypis piąty to pod każdym względem GROTESKA! Stwierdzenie, że miedzią obijano STĘPKĘ okrętu nie wymaga w tym gronie komentarza, ale jeśli ktoś nie odróżnia całej podwodnej części okrętu od jego stępki, powinien poświęcić się innym zajęciom. Jak już pisałem wcześniej, miedź niczego nie "wzmacniała". Natomiast powstająca dzięki niej "naturalna substancja biobójcza" bynajmniej nie "powstrzymywała psucia się drewna", tylko stwarzała niedogodne warunki dla osadzania się organizmów morskich, zwykle obrastających dno okrętu i zmniejszające jego prędkość. Dodatkowo miedź stanowiła skuteczną zaporę fizyczną dla świdraków, które zjadały drewno, a nie powodowały jego "psucia".
7. Według planów francuskiego inżyniera Jacquesa-Noëla Sané zbudowano rzeczywiście ogromną liczbę okrętów, zazwyczaj (nie zawsze!) bardzo wysoko cenionych zarówno we Francji, jak za granicą, ale nie miało to nic wspólnego z "przeniesieniem projektów okrętów na papier w tak precyzyjny sposób"! Nie wiem od kogo pochodzi ta niewczesna poezja, a stwarzana przez nią sugestia, jakoby wcześniejsi konstruktorzy nie robili rysunków (albo robili je "mniej precyzyjnie") to kompletny nonsens.
9. W definicji karonady twórcy osiągnęli szczyty absurdu. Nawet nie silę się zgadnąć, pod wpływem jakich środków odurzających musiał być ktoś twierdzący, że swoje cechy karonady miały "DZIĘKI SKOMPLIKOWANEMU MECHANIZMOWI (sic!) ODRZUTU".
12. Przybitki, a nie żadne czopy, z reguły sporządzano z miękkich materiałów. Występowały czasem także drewniane saboty, ale praktycznie tylko dla właściwego ustawiania granatów artyleryjskich (których na okrętach żaglowych doby Trafalgaru zakazano używać). Sporządzenie jednego kawałka drewna, który otaczałby pocisk (o średnicy prawie równej kalibrowi lufy) równocześnie z przodu i z tyłu, wymagałoby zaangażowania cudotwórcy.

Mimo wymienionych mankamentów - prawie w 100 procentach do usunięcia przy uważniejszej kontroli - wydanie jest całkiem do rzeczy, jeśli tylko istnieje w ogóle "grupa docelowa", mająca stanowić odbiorców. Tego oczywiście nie wiem, jestem już zbyt stary.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wlad




Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 12:01, 20 Kwi 2020    Temat postu:

kgerlach napisał:
"treści zawarte w niniejszym wydaniu są przeznaczone dla czytelników powyżej 16. roku życia"


Panie Krzysztofie dziękuję za chęć przesłania komiksu ale czekanie 7 lat, żeby syn mógł w ogóle zajrzeć do środka mija się z sensem.
Dziękuję też za recenzję. Tym bardziej, że wynika z niej, iż praca mimo mankamentów jest niezła i za te parę lat jak już latorośl dorośnie do dzieła, to będzie można w ten sposób zachęcić ją do zgłębienia tematu a powyższą recenzję potraktować jako erratę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bormac




Dołączył: 09 Lis 2016
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 9:10, 22 Kwi 2020    Temat postu:

Panie Krzysztofie.
Dziękuję za wnikliwą recenzję, znając jej treść człowiek od razu inaczej będzie patrzył na zawartość komiksu.

Swoją drogą - komiks historyczny ("dorosły", a nie przeznaczony dla dzieci) przeżywa ostatnio swoisty renesans i takich tytułów jest więcej (chociaż zdecydowanie liczniejsze są tytuły dotyczące historii lotnictwa).

Tak z ciekawości (bo w recenzji deklaracja nie padła) - komiks wyląduje w śmietniku? Smile

Pozdrawiam serdecznie,
Maciej Borchardt
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kgerlach
Administrator



Dołączył: 20 Lip 2010
Posty: 6375
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 12:44, 22 Kwi 2020    Temat postu:

Panie Macieju,
Nie wyląduje w śmietniku. Jak zapowiedziałem, zrobiłbym tak, gdyby był złą, świadomie kłamliwą i propagandową pozycją. A tak wcale nie jest. Ma trochę błędów, które wskazałem, jednak każdy się czasem myli. W kwestiach czysto okrętowych, zwłaszcza rysunkowych, mamy do czynienia z zaskakującą wiernością. Nie jest to oczywiście malarstwo na miarę pana Marka Fornala, lecz trudno przecież zestawiać ze sobą dwa kompletnie różne środki wyrazu. Pomysł oglądania wydarzeń z samego środka francuskiej floty i oczyma Francuzów, jest na tle dostępnej u nas literatury światowej co najmniej świeży i fajny, a dla niespecjalizujących się w tych kwestiach może nawet pouczający. Oczywiście mnie się opracowanie nie przyda - dobrze jest dowiedzieć się, że takie komiksy historyczne dla dorosłych to teraz rzecz dość normalna, ale - jak Pan wie - ja już jestem przerosły, a nie dorosły i nie dam rady się dostosować. Ponieważ czekanie przez pana Włodzimierza aż jego syn osiągnie 16 lat rzeczywiście jest mało sensowne, może Pan ma ochotę na prezent ode mnie?
Serdecznie pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.timberships.fora.pl Strona Główna -> Okręty wiosłowe, żaglowe i parowo-żaglowe / Recenzje Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin